Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
W mieście spotkał Aiquele. Siedziała przed swoim domkiem. Usiadł koło niej i zagadnął:
-Dziękuję, że mnie tutaj przyprowadziłaś. Teraz wiem wiele więcej.
-Nie ma za co. Musieliśmy się gdzieś ukryć. A nie zapomnij, że to ty mnie uratowałeś.
-Więc jesteśmy kwita.
-Tak. A gdzie teraz zmierzasz? Do swojego rodzinnego miasta?
-Nie. Idę do Barunoie.
Elfka chwilę myślała i po chwili powiedziała coś czego Soron w życiu by się nie spodziewał:
-Pójdę z tobą
-Chyba nie możesz…
-Czemu?
-Twoja królowa ci nie pozwoli.
-Nie ma prawa się nie zgodzić. Zresztą potrzebujesz towarzysza.
-Rób jak uważasz. Nie mam nic przeciwko, lecz najpierw spytaj królowej. Tymczasem pójdę spać. Muszę wyruszyć przed zmrokiem. Będę szedł w nocy dla większego bezpieczeństwa.
-Dobrze. To w takim razie idę rozmawiać z królową. Miłych snów.
Soron był zadowolony, że będzie miał kogoś z kim będzie mógł porozmawiać podczas swojej podróży. Odprowadził Aiquele wzrokiem, a potem ułożył się na ziemi. Przykrył się kocem, który wcześniej dostał. Wreszcie zasnął. Śniły mu się straszne rzeczy. Widział palące się wioski i ich martwych mieszkańców. Wokoło biegały jakieś dziwne stworzenia, podobne do wilków, lecz w pewnych miejscach ich ciała nie miały skóry. Oczy tych potworów były krwisto czerwone. Wśród dymu i ognia zauważył Aiquele, która leży na ziemi w kałuży krwi i płacze. Teraz dopiero odnalazł siebie. Stał nad elfką i bronił jej przed bestiami. Walczył jak tylko mógł, stwory jednak wygrywały. Soron już miał umrzeć w swoim śnie, gdy nagle coś nim wstrząsnęło i sen przeminął. Wyrwany ze snu szybko wstał. Widział przed soba Aiquele. Wyglądała zupełnie inaczej niż poprzednio. Jej blond włosy były związane w kucyk rzemykiem. Nie miała już na sobie białej szaty, lecz zieloną elfią koszulę, rozpiętą przy szyi, aby pokazać piękny naszyjnik. Spodnie miała skórzane podobnie jak i buty. Na plecach miała kołczan pełen strzał, a w ręce trzymała łuk. Była gotowa do wymarszu
-Musimy wyruszać, już zapada zmrok. – powiedziała do Sorona
-Dobrze, pozwól mi tylko się przebudzić.
Po trzydziestu minutach byli gotowi do drogi. Człowiek pożegnał się tylko z królową i jeszcze raz jej podziękował. Dostał od niej mały dar, lecz powiedziała mu, żeby użył tego tylko kiedy będą w niebezpieczeństwie, wielkim niebezpieczeństwie. Szli z Aiquele przez miasto, a gdy doszli do jego granic, z drzew zeszli strażnicy i życzyli im bezpiecznej drogi. Elfka rzuciła jeszcze jedno pożegnalne spojrzenie na Ersons i już byli w drodze. Musieli dotrzeć do Barunoie…
Zapadł już zmrok. Szli leśną ścieżką, a Sorona męczyło cały czas jedno pytanie. Czemu? Czemu poszła razem z nim? Przecież nie musiała. Był tego ciekaw, lecz nie mógł jakoś wydusić tego z siebie. W końcu jednak się przemógł. Zapytał:
-Aiquele, czemu ze mną poszłaś? Przecież nie musiałaś.
-Ehhh… Czy to takie ważne?
-Tak. Cały czas zastanawiam się, czemu to zrobiłaś?
-Bo chciałam. Zresztą ty mnie uratowałeś, a skąd wiesz czy kiedyś to ja nie uratuję ciebie?
-Dziękuję…
-Nie ma za co.
Umilkli na chwilę. Usłyszeli dziwne dźwięki z lasu po ich prawej stronie. Ktoś jakby tarzał się po ziemi. Soron szeptem powiedział do Aiquele:
Wejdź na drzewo. Sprawdzę co to. Miej na mnie oko.
-Dobrze.
Aiquele weszła na drzewo. Już widziała co dzieje się parę metrów dalej. Na ziemi tarzał się człowiek, który najwyraźniej wpadł w czyjąś pułapkę. Soron podbiegł do niego, uspokoił go i wyciągnął z pułapki.
-Uciekaj głupcze! To orki! – krzyknął człowiek gdy tylko został uwolniony.
Nagle między drzewami ukazało się wiele par oczu. Wrogo nastawionych oczu. Soron miał chyba dar pakowania się w tarapaty. Niestety. Zrzucił kaptur z głowy, wyciągnął miecz i czekał. Po chwili z cienia wyłonił się jeden z nich.
-Soron – powiedział. W jego głosie można było wyczuć strach.
-Witaj Veller, polujecie na ludzi?
-Nie twój interes.
-Jakby na to nie patrzeć, to po części i mój. Też jestem człowiekiem.
-Ale na ciebie nie polujemy.
-A to czemu? Boicie się? Wolicie łapać bezbronnych podróżnych?
-Niczego się nie boimy!
-To stańcie do walki ze mną.
Aiquele chciała krzyknąć Soronowi, żeby przestał, lecz przypomniała sobie, że jest na drzewie i byłoby głupotą krzyczeć.
-Nie – odpowiedział ork.
-No to nie dostaniecie tego człowieka. – tu Soron wskazał głową na ich łup.
Ork chwilę się zastanawiał i powiedział:
-Masz szczęście! Dziś ci darujemy. Ale doigrasz się jeszcze… Zobaczysz!
Ork wrócił do lasu i zebrał resztę swojego oddziału. Gdy spojrzał na człowieka ten odpowiedział mu:
-Do zobaczenia… Veller.
Ork nic nie odpowiedział tylko się odwrócił i odszedł. Aiquele zeszła z drzewa i podeszła do Sorona. Powiedziała:
-Mogłeś ściągnąć na nas kłopoty!
-Wolę mieć kłopoty niż pozwolić umrzeć niewinnemu człowiekowi.
W tym momencie uwolniony wstał z ziemi, otrzepał się i powiedział:
-Dziękuję. Nazywam się Ores. Zabłądziłem w lesie i trafiłem w tą pułapkę, gdybyście przyszli parę chwil później już bym nie żył.
-Nie ma za co. Skąd pochodzisz?
-Z doliny Tersa.
-Trafisz tam sam? Nie możemy cię odprowadzić, bo to zupełnie nam nie po drodze. Teraz jest bezpiecznie. Orkowie wrócili do swoich domów.
-Dobrze, jeszcze raz dziękuję. Do widzenia.
Ores zniknął szybko w lesie. Aiquele zapytała Sorona:
-Skąd znasz tego orka?
-Już kiedyś z nim walczyłem. Dlatego. Ale chyba nie jest to odpowiedni czas na rozmowę.
-Dobrze, wracajmy na drogę. Mamy do przejścia jeszcze dwadzieścia kilometrów.
Wrócili na ścieżkę. Szli w milczeniu. Po czterech godzinach doszli do tabliczki z napisem:
„Barunoie – Witamy!”. Nareszcie! Teraz musieli tylko znaleźć jakiś nocleg, o co w mieście trudno nie było. Zaszli do gospody „Dla wędrowców”, gdzie prawie zawsze było wolne miejsce. Dostali mały pokoik, w którym mogli odpocząć. Soron zasnął bardzo szybko, lecz Aiquele nie spała, czuwała nad nim…
Soron. |
komentarz[4] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Początek Końca cz.2" |
|
|
|
|
|
|
|