Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
Przestroga
Od dwóch dni padał rzęsisty deszcz. Te popołudnie niczym nie odbiegało od poprzednich, no może tylko tym, iż wreszcie wjechali na tłoczoną drogę. Karl przysypiał w siodle, zaś Borys był nękany przez demonki boga kaca, które przywołał zeszłej nocy używając wódki. Pamiętał postój w karczmie, na pograniczu rubieży którymi teraz jechali. Tam właśnie zaopatrzyli się w niezły zapas alkoholu, który wczoraj spożyli. Nawet jak na mieszkańca wschodnich ziem, ta cudowna ciecz miała ogromny wpływ. Teren po obu stronach drogi był pagórkowaty. Z lewej strony rosły trawy, a z drugiej gdzieniegdzie migotały strzępki lasu. Później strzępki zjednoczyły się w jednolity i ciemny bór. Wygrany w karty od poganiacza mułów kapelusz, już dawno przemókł, mimo tego Borys łapczywie podkradł go śpiącemu Karlowi. Przejechali kilka kolejnych mil, deszcz i ziąb dawał się we znaki, konie niechętnie powłóczyły nogami. Karl wreszcie się obudził, nie był wcale w lepszej kondycji niż Borys. Ścisnął głowę w rękach, lecz demonki nadal harcowały w jego umyśle. Rozejrzał się gwałtownie w poszukiwaniu swego kapelusza. Gdy zobaczył, iż ten spoczywa na głowie przyjaciela, klepnął go w potylice i złapał kapelusz. Własność wróciła do właściciela, pomimo oburzenia ze strony kompana.
Po kilku minutach jazdy ich obolałym oczom ukazał się upragniony widok – zajazd. Zajazdem okazało się zwykłe gospodarstwo stojące na niewielkim wzniesieniu. Nietypową sprawą był fakt, iż prowadził do niego brukowany podjazd łączący się z drogą którą jechali. Po lewej stronie stał piętrowy budynek z drewnianym dachem. Po prawej chyliła się ku ziemi szopa wraz ze stajnią. Budynki zewnątrz były w typowym stanie dla tych ziem – obdrapane z resztkami tynku na ścianach, o ile taki kiedykolwiek położono. Za stodołą samotnie sterczał drewniany wychodek, stał on na skraju parującego gnojowiska.
-Coś tu dziwnie za cicho. Stwierdził zachrypniętym głosem Karl. Borys odpowiedział. –Oby to nie była kolejna farma widmo, mam już dość bandytów i orków. Zatrzymali swe konie u podnóża skarpy. Dookoła nie było widać ani jednego skrawka uprawianego pola, z wyjątkiem małej kępki samosiejek zboża. Borys zsiadł z konia, odczepił kuszę przytroczoną do siodła i powoli ją napiął. Karl zeskakując z konia wyciągnął jednocześnie swój miecz, tej sztuczki uczył się długo. –Ciszej do cholery. Skarcił go Borys i nerwowo rozejrzał się po okolicy. Karl machnął na znak, że nic się nie stało. Coś zaszeleściło w trawach, podrywając do lotu przemokniętą przepiórkę.
Przez chwilę patrzyli się w tamtym kierunku z przygotowaną bronią, ale nic się nie działo. Deszcz zamienił się w mżawkę. Ostrożnie prowadzili konie brukowaną droga pod górkę. Zapach gnoju był o wiele bardziej natrętny, niż zazwyczaj jest w takich miejscach. Dopiero teraz spostrzegli, iż podjazdem spływa gnojówka wypłukiwana przez deszcz.
Wreszcie dotarli na szczyt. Zaprowadzili konie do stajni, wewnątrz na ścianach panowała wszechobecna wilgoć i grzyb. O dziwo znaleźli tam jednak suchy owies. Wrócili na podwórze, tutaj bruku gnojówka również nie oszczędziła, zalegała we wszystkich jego szparach. Nagle ze zgrzytem otworzyły się drzwi wychodka. Borys w mgnieniu oka wycelował kuszę, Karl przyjął postawę bojową. Długo nikt nie wchodził z wnętrza. Wzmógł się deszcz i lodowaty wiatr, który wspólnie z adrenaliną odegnał na dobre demonki prześladujące Borysa i Karla. Powoli z wychodka wygramolił się niewysoki i otyły mężczyzna. Na łysej głowie nosił filcowy kapelusik, biała koszula sięgała ud. Rękami przytrzymywał opadające gacie, filcowe walonki brodziły w gnoju i wyglądały na nawykłe do tego. Blady, pucołowaty człowieczek, skłonił się nisko w ich kierunku i wyprostował zataczając się lekko. Podciągnął gacie i nadal lekko się chwiejąc przemówił skrzekliwym głosem. –Witam w mych skromnych progach. Rad jestem, iż mogę was ugościć. –Dziękujemy, na pewno skorzystamy. Odpowiedział Karl. –Zapraszam do środka. Znów zaskrzeczał gospodarz.
Budynek był wewnątrz zadbany, panował w nim ogólny porządek wspólnie z wilgocią. Usiedli wszyscy przy stole. –Wybaczcie, że nie jest napalone, ale jakoś mnie zmogło i nie miałem sił. Ciągnął gospodarz. Faktycznie w budynku nie paliła się ani jedna świeca, palenisko pieca wyglądało na dawno wygasłe. –Na szczęście ja mam tu inne, lepsze sposoby na rozgrzanie. Odparł gospodarz wyciągając spod ławy kilka glinianych antałków. Na twarzach gości pojawił się ponury uśmiech. Nalał wszystkim do cynowych kubków solidną porcję. –No, panowie rycerze chyba nie odmówicie? Zapytał się perswazyjnie właściciel skrzekliwego głosu. –Jacy my tam rycerze. Odrzekł Borys trzymając kubek. Powoli zapadł zmierzch, deszcz przestał padać a wiatr się uspokoił.
Od strony jeziora, które stało za farmą, a spowite było mgłą nieprzeniknioną, dobiegł plusk wody, a zaraz po nim kolejny. Zdobyczny kapelusz powoli opadał na dno. Konie rżały długo, aż i w ich gardłach zabulgotała zimna woda z jeziora. Z jeziora które już wiele widziało. Po chwili wszystko ucichło.
Dwa dni wcześniej, schronieni przed burza w karczmie ludzie słuchali opowieści wędrownego dziada – bajarza. Wtem do karczmy wpadło niczym grom, dwóch śmiałków. Dziad przerwał swą opowieść. –Jedziecie na zachód, przez rubieże? Zapytał nowoprzybyłych. –Tak, dziaduniu. Dasz nam może jakieś przestrogi o upiorach? Spytał się złośliwie osobnik w kapeluszu. Starzec mimo zniewagi odpowiedział spokojnym głosem. –Nie nocujcie w samotnym domu przy jeziorze, z dala od innych chałup. –Bajanie takie, napij się dziadu to może ci się umysł rozjaśni, a ludzi nie strasz. Powiedział drugi przybysz rzucając mu złotą monetę. Obaj śmiałkowie wybuchli gromkim śmiechem i usiedli przy stole. Zawołali karczmarza i zamówili strawę, potem toczyli dyskusje.
-Borys teraz ty stawiasz.
-Jasne, ale ty kupujesz antałki na jutro.
-Zgoda. Ciekawe ile tak będzie padało?
-Diabli wiedza. Ładny kapelusz Karl, pożyczysz go?
-Dostaniesz go ale chyba po mojej śmierci!
A obietnice tak łatwo się spełniają, szkoda tylko, że nie zawsze do końca.
valld. |
komentarz[3] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Przestroga" |
|
|
|
|
|
|
|