Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
Behemot
Ostre szczyty Gah anr'straa, Gór Lodowego Strachu, smagał mroźny wiatr z północy. Śnieżyce ustały dwa dni wcześniej i od tego czasu Serion Blauth, bretoński kapitan i odkrywca, wraz ze swymi ludźmi pioł się nieustannie wzwyż, ku niezdobytym szczytom północnego świata.
Norsca fascynowała młodego dziedzica rodu Blauth, od kiedy w dzieciństwie natrafił w bibliotece ojca, pośród kurzu, starych manuskryptów, listów przewozowych i spisów ładunku sprzed wieków na relacje z wyprawy swego prapradziada, Monca Blauth'a, wybitnego i niedocenionego podróżnika, naukowca i odkrywcy. Od tamtej pory mały Serio przewertował setki uczonych ksiąg, zapisów podróży, dzinników okrętowych, relacji i pamiętkników kapitanów i zwykłych żeglarzy. Odwiedził nawet sławną bibliotekę uniwersytetu w Nuln. Wszystko to, by pewnego dnia spełnić sew marzenie, by dopłynąć do Norski. By na własne oczy ujrzeć ten mroźny, niebezpieczny i fascynujący kraj, wszystkie te niezwykłe rzeczy, o których pisał jego dziad. By wydrzeć tej ziemi jej sekrety.
Rejs trwał długo. Serion przywykł do długich podróży, zarówno morskich, jak i lądowych, jednak przymusowy, dwutygodniowy postój w Erengardzie i burze, które rozszalały się nad Morzem Szponów tuż po opuszczeniu przez nich bezpiecznej przystani, wyczerpały go psychicznie i fizycznie.
Kiedy zaczynajł już tracić nadzieję, w oddali, na choryzoncie ukazało się to, na co tak długo czekał, o czym marzył przez dnie i noce- szary, niedostępny, smagany wiatrem i morskimi falami klif- wybrzeże Norski, kraju Trolli.
Dotarcie do osady norsmenów nie sprawiło im kłopotu. Już dobrą milę od brzegu zostali przejęci przez trzy wiosłowe drakkary i odeskortowani pod groźbą do przystani. Po ustaleniu wysokości characzu i zwyczajowym kuflu mocnego, korzennego miodu, Serion i jego oficerowie zostali zaproszeni na wieczerzę. Jego dziad nie kłamał pisząc iż wbrew obiegowej opini krwiorzerczych i nieokrzesanych, norsmeni to lud gościnny i na swój brutalny sposób serdeczny.
Kiedy jednak młody kapitan wyjawił cel swej podróży, żaden z potężnych, brodatych wojów nie chciał zgodzić się na poprowadzenie go w głąb kraju, w Gah anr'straa. Dopiero gdy pokazał złoty pierścień swego wielkiego przodka i powołał się na przysięgę wiecznej przyjaźni, o której wspominał ów w swym pamiętniku, jeden z norsmenów podniósł się z ławyi przedstawił jako Ulrich, syn Ulgara z rodu Jambry. Ulrich, jak się okazało, był potomkiem człowieka, który wraz z jego prapradziadem przemierzał góry pólnocnych krajów.
Teraz Ulrich szedł koło niego- opatulony w skóry, płowobrody olbrzym, który pokonywał największe nawet wzniesienia, zdawałoby się, bez wysiłku. Serion znał niezliczone opowieści o waleczności, sile i odwadze Ludzi Północy. Nawet krasnoludy wyrażały sie pochlebnie i z szacunkiem o ich wytrzymałości i uporze. Młody szlachcić wiedział, że bez Ulricha i jego krewniaków niemialiby żadnych szans, sami w głębi Lodowego Kraju. Nie raz i nie dwa Ulrich zawracał ich ze, zdawałoby się, prostego szlaku. Wiele razy zatrzymywał kolumne podróżników pozornie bez powodu. Ludzie szemrali, ale Serio wiedział za jak doświadczonego łowce i wojownika Ulrich uchodził wśród swoich. I ufał mu bezgranicznie. Bo to od niego zależało nie tylko powodzenie tej wyprawy, ale i życie ich wszystkich.
Zapadał zmierzch ósmego dnia ich podróży od kiedy opuścili małą osadę na brzegu Morza Szponów. Mroźny wicher smagał grupę wędrowców pnących się mozolnie wzwyż i wył potępieńczo między ostrymi skałami poniżej i nad głowami kolumny odkrywców. Ulrich odwrócił twarz ku Serionowi i zawołał, starając się przekrzyczeć wichurę.
-Już niedaleko! Tam wyżej jest grota, tam się schronimy!
Serion odwrócił się do swych ludzi i krzyknął.
-Żwawiej!!! Zaraz odpoczniecie...!!!
Grota okazał się dość duża by pomieścić dziesięciu wybranych członków załogi "Lewiatana", których młody kapitan zabrał ze sobą wgłąb lądu, samego Seriona, Ulricha i pięciu jego krewniaków. Nie rozpalali ognia, ostatnie drzewa zniknały im z oczu trzy dni temu. Mimo, że w jaskini było dużo cieplej niż na spaganym wichrem zboczu góry, mężczyźni siedzieli opatuleni w futra, tulać się do siebie, by oszczędzić ciepło.
Na zewnątrz nastała noc. Jedne po drugim, wędrowcy zapadali w sen.
Serion ocknął się tknięty nagłym chłodem, który czarnym, długim palcem sięgnął aż do jego serca. Całkiem przytomny otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Wszyscy spali. Znad kłębowisk futer i skór unosiła się delikatna mgiełka ludzkich oddechów. Brakowało tylko Ulricha...
Młody szlachcic zdjął buty i rękawice, roztarł na modłe norsmenów zmarznięte ręce i nogi, odział sie ponownie i ruszył w kierunku wyjścia z groty.
Ulrich stał na zawnątrz wpatrzony gdzieś w dal. Zdawał się nasłuchiwać.
-Piekielnie zmino.- odezwał się młody kapitan. Wiatr porwał kłąb pary, który uniusł się z jego ust.
-Piekielnie...- powtórzył grobowym głosem norsmen. Jego czarne oczy zwróciły się na Seriona i przeszyły go zimnym spojrzeniem.
-Módl się do swoich bogów, przyjacielu z dalekiego południa.- Oczy wojownika zwróciły się znowu ku otaczającym ich szczytom.
-Dziś w nocy samo Zło wyruszyło na polowanie.
Wicher zawył między skałami i szarpnął ciężkim, futrzanym płaszczem norsmena. Było coś w tym wyciu. Coś nieuchwytnego, nieopisanego. Jakaś na wpól znajoma nuta. Nuta która budzi głęboko uśpiony strach... Serion poczół jak lód wypełnia mu serce i żyły, jak mrozi jego duszę.
-Broń nas, o Pani Jeziora.- szepnął młody szlachcić. Zimny, bezlitosny wiatr porwał i połknął jego słowa. Serion czuł, że nie są tu sami...
Dwa dni brneli przez wysokie śniegi. Sypało bez przerwy od rana, lecz odkąd wkroczyli w gardziel wielkiego kanionu wiatr ucichł i przestał nękać ich ciała i dusze. Strach jednak nie zniknął. Ludzie wyczuwali to instynktownie, zarówno żeglarze jak i norsmeni. Zło. Tak, to było to słowo. Wszyscy czuli, że gdześ nad ich głowami, pośród sniegu i zamieci, krocząc wśród skał, krąży Zło.
Ulrich stanął jak wryty. Norsmeni jedne po drugim unosili głowy, a w ich oczach, oczach, w których podczas niezliczonych rzezi i bitew płoneła dzika furia i żądza krwi, pojawiało się przerażenie... Żeglarze Seriona chwycili za broń.
-Nie.- powiedział Ulrich nie odwracając się do nich.- To na nic.
Gdzieś wysoko wiatr szalał wśród szczytów, w kanionie jedna panowała martwa cisza.
-Odłużcie broń...- szepnął Flugg, młodszy kuzyn Ulricha.- Jej widok może rozgniewać Bestie...
Coś zamajaczyło w oddali. Snieg sypał coraz wolniej. Wiatr ustał niemal zupełnie... I w mroźnej ciszy jaka zaległa dno kanionu rozbrzmiało potępieńcze wycie. Ludzie skurczyli się i zacisneli dłonie na broni.
Usłyszeli tompnięcia. Jedno po drugim. Coraz bliższe... Z mroku wyłonił się Demon. Szara długa sierść pokrywałą jego wielkie, zgarbione ciało. Potężne mięśnie drgały w rytm kroków. Gęsta ślina przeciekała przez rząd wielkich, ostrych kłów i kapała z czarnej jamy pyska na ziemię. Para buchałą z wielkich nozdrzy. Czerwone niczym dno piekieł ślepia wpatrywały się z niewypowiedzianą nienawiścią w ludzi.
-Beh'emorth.- sapnął jeden z norsmenów- Lodowy demon.
Jeden z bretończyków sięgnął do miecza. Bestia ryknęła gardłowo i pochyliła wielki łeb. Mężczyzna pospiesznie cofnął dłoń.
Ulrich odwrócił się powoli i spojrzał na towarzyszy. Serion do końca życia zapamiętał ten wzrok... i to co stało się potem.
Jeden z norsmenów, Uli, skinął mu ze spokojem głową i spuściwszy głowę ruszył przed siebie. Serion czuł jak jego serce łomocze w rytm kroków mężczyzny.
Uli podszedł niemal pod same stopy potwora. Bestia śledziła go wzrokiem, a jej oczy pałały nienawiścią i... czymś jeszcze gorszym. Zdawała się uśmiechać.
Uli stanął. Długą, nieznośną chwilę nic się nie działo. Wreszcie Uli podniósł wzrok...
Kiedy bestia skończyła i powoli rozpłyneła się w mroku Ulrich odwrócił się do Seriona.
-Teraz ty masz dług wobec mojego rodu, Bretończyku. Wielki dług...
-Krew za krew.- powiedział do Ulricha, kiedy wstępował na pokłąd "Lewiatana" ruszającego w drogę powrotną do Bretonii.
Norsmen pokecił głową i spojrzał w oczy młodemu kapitanowi.
-Nie, przyjacielu... Dusza za duszę. Przyjdzie taki dzień, gdy Lodowy Diabeł upomni się o nią. Pamiętaj o tym.
-Będę.- szepnął szlachcic, uścisnął dłoń przyjaciela i wkroczył na pokład statku, który miał zawieźć go do domu...
Dla MG:
Behemot to potwór mityczny, straszna legenda opowiadana na ziemiach dalekiej północy i bajka, którą krasnoludzkie matki straszą niegrzeczne dzieci w długie zimowe wieczory. Demon z nocnych koszmarów, bestia prześladująca majaki wędrowców przemierzających arktyczne pustkowia.
Dlatego nie podaje się tu jego charakterystyki systemowej. Spotkanie z tym potworem oznacza dla graczy prawie pewną śmierć i przygoda oparta o niego nie powinna polegać na walce bezpośredniej.
Jeśli jednak MG uzna, że statystyki są mu z jakiegoś powodu potrzebne może przyjąc statystyki jak dla większego demona.
Konor. |
komentarz[18] | |
|
|
|
|
|
|
|