..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Ogólne

   » Rozgrywka

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Akcja ratunkowa



Prolog

W niewielkim, słabo oświetlonym przez jedną świecę pokoju stało kilku ludzi. Wszyscy otaczali niewielki stolik i skoncentrowani byli na leżącym na blacie mocno zniszczonym już dokumencie.
-Wy dwaj pójdziecie od tyłu – powiedział jedyny siedzący człowiek w pomieszczeniu, wskazując na dwóch rosłych młodzieńców krańcowo wręcz od siebie różnych. Jeden był przeraźliwie chudy, miał długie, czarne włosy, zielone oczy i wąsy, z pewnością mógł się podobać kobietom. Po drugim zaś widać było lekką nadwagę, miał ostrzyżone krótko jasne włosy, na twarzy nie dało się doszukać choćby śladu zarostu. – Według naszych informacji nie powinniście napotkać wielkiego oporu, jako że budynek nie jest specjalnie chroniony. Waszym zadaniem jest zapobiec wszelkim próbom ucieczki.
-Tak jest! – wykrzyknęli w tym samym momencie mężczyźni.
-Dobrze. W takim razie reszta wchodzi od przodu. Musimy działać szybko, naszym atutem będzie zaskoczenie. Gdy już zneutralizujemy zagrożenie ze strony tych kilku strażników, których napotkamy, musimy znaleźć tę osobę – mówił dalej dowódca, pokazując wszystkim kiepsko wykonany rysunek przedstawiający twarz mężczyzny. Nawet po zbliżeniu się, ludzie mieli problemy z obejrzeniem ryciny – Wiem, że nic nie widzicie, ale gdy już będziemy w środku, nie pomylimy się. Z tego co wiemy jego pałac nie jest wielki, więc nie będzie trudno go znaleźć. Gdy już go złapiemy, zmuszeni będziemy poczekać kilka dni na transport, dzięki któremu nasz więzień zostanie przewieziony w odpowiednie miejsce. Aha, jeśli się uda, to strażników też bierzcie żywcem – dodał dowódca, po czym zapytał – Wszystko jasne?
-Tak – odpowiedzieli zgodnie jego podwładni.
-W takim razie do akcji!

***

Był piękny, słoneczny dzień, wiał lekki i zimny wiatr. Traktem jechało trzech jeźdźców. Pierwszy z nich, wysoki, przystojny brunet, o wesołych niebieskich oczach, dosiadał pięknego, czarnego rumaka. Jadący po jego prawej stronie mężczyzna był średniego wzrostu młodym człowiekiem, o bujnej, brązowej czuprynie. Miecz miał przerzucony przez plecy, a podróż umilał sobie jedząc jabłko. Trzeci z nieznajomych, także mężczyzna, jechał nieco z tyłu, z ponurą miną. Jego twarz przecinała długa blizna, biegnąca od lewej brwi, aż do ucha. Gdy tak jechali spokojnym tempem z położonego nieopodal lasu wyjechał niewielki wóz, prowadzony przez dosyć starego, zmęczonego jazdą człowieka. Kiedy po niedługim czasie jeźdźcy zbliżyli się do pojazdu, ów mężczyzna odezwał się do nich.
-Panowie rycerze, wielkie nieszczęście się stało! – krzyknął niemalże.
-A cóż to takiego? – spytał przyjaźnie jadący na przedzie człowiek.
-We wsi naszej stoi dwór. Otóż wczorajszej nocy zakradli się do niego zbóje i wzięli jako zakładnika naszego pana szlachcica, który wielce dba o nas. Jestem właśnie w drodze po pomoc, ale widzę że bogowie zesłali mi was. Nie mamy wiele, ale mimo to błagam was o pomoc. Jeśli uwolnicie naszego pana, zrobimy wszystko byście nie żałowali, iż nam pomogliście.
-Kusząca propozycja. Właśnie skończyliśmy pewną robotę i teraz szukamy zarobku. Trafiłeś więc idealnie. Myślę, że nie ma się nad czym zastanawiać, prawda chłopaki? – chłopaki wyrazili swoją aprobatę krótkim mruknięciem. – W takim razie zawracaj wóz i prowadź do tej swojej wioski, a po drodze podasz mi więcej szczegółów.
-Oczywiście panie. Proszę mi też wybaczyć, że o tym zapomniałem. Nazywam się Minol i jestem jednym z ważniejszych ludzi w mej wiosce. Może wygodniej by było, jeśliby pan przywiązał swojego konia z tyłu wozu, by mógł odpocząć, a sam usiadł koło mnie na koźle? – zaproponował Minol.
-Dobry pomysł. Od tej jazdy dupa mnie już nieźle rozbolała – powiedział śmiejąc się brunet, po czym uwiązał swego konia z tyłu wozu, a sam usadowił się obok jego właściciela.
-Opowiadaj więc dokładnie co się stało – rzucił, po czym rozsiadł się wygodnie i powiedział jeszcze – Ja jestem Laryks, więc nie mów do mnie więcej panie.
-Ano nie będę – Minol uśmiechnął się, po czym zaczął opowiadać - Wczoraj w nocy, gdy wszyscyśmy spali, do pałacu naszego pana zakradło się ze siedmiu zbójców. Widać było, że nie spodziewali się wielkiej walki, bo nie zachowali do końca ostrożności. Fakt, faktem, że w końcu zdobyli budynek, lecz zwycięstwo okupili stratą trzech ludzi. Obecnie siedzą we dworze i czekają ponoć na jakowy transport, który ma zabrać stąd naszego pana.
-Hmm – zastanowił się wojownik – Więc zostało ich tylko czterech. Jak rozumiem nie da się ot tak, normalnie wejść tam przez bramę. Będzie trzeba obmyślić pewien plan.
-O to się proszę nie martwić, już my coś wymyślimy. Lecz na razie nic więcej o tym nie rzeknę, zobaczycie sami na miejscu.
-A nie mówili czasem ci ludzie czego to chcą od waszego wspaniałego pana?
-Mówią, że jakieś winy, czy wyroki na nim ciążą, ale gdzie nam tam wiedzieć, o co chodzi naprawdę. Wiadomo tylko, że to najpospolitsi zbójcy i że gadać z nimi nie warto.
-Dobrze, w takim razie ja się trochę prześpię, ale obudźcie mnie jak już dojedziemy. – powiedziawszy to Laryks położył się wygodnie na sianie i zasnął. Po kilku godzinach obudził go jeden z jego towarzyszy, klepiąc go w ramię i wskazując ręką przed siebie. Laryks uniósł się na łokciach i rozejrzał po okolicy. Byli jeszcze w lesie, ale pomiędzy drzewami dawało się już zauważyć pierwsze domy zbudowane z drewna. Gdy minęli ostatnie drzewa, ich oczom ukazały się wielkie połacie zboża i inne uprawy. Było już pod wieczór, więc powoli zaczynało się ściemniać.
-Przenocujecie w jednej z tutejszych chat – zdecydował ich przewodnik. – Dostaniecie kolację, w czasie której będziemy mogli więcej porozmawiać o dręczącym nas problemie.
-Niech i tak będzie – zgodził się Laryks.
Minol wkrótce zatrzymał wóz, a Laryks zeskoczył na ziemię, zabrał swojego konia, po czym przywiązał go do jednego z palików wbitych w ziemię. Jego przyjaciele poszli za jego przykładem, a gdy wszyscy byli gotowi, Minol zaprosił ich do środka sporej wielkości chałupy. W środku unosił się zapach gulaszu, pomieszany z aromatem wydzielanym przez liczne, wiszące pod sufitem i na ścianach zioła. Wnętrze było oświetlone świecami, na środku stał duży stół, na którym czekał już posiłek. W kuchni mieszczącej się na prawo od wejścia stała wysoka kobieta ubrana w prostą, znoszoną, brązową suknię, jej długie, kręcone włosy opadały na plecy i poruszały się przy każdym jej ruchu.
-Mam nadzieję, że kolacja gotowa – powiedział uśmiechając się Minol.
-Zaraz podaję – odpowiedziała dziewczyna odwracając się. Jak się okazało, była to młoda i piękna kobieta, która zapewne była córką gospodarza domu. – Widzę, że mamy dziś gości. Siadajcie i rozgośćcie się.
Laryks i jego towarzysze zasiedli zgodnie przy stole nie odzywając się słowem. Już po chwili nosy trzymali niemalże w miskach, pochłaniając gorącą strawę, przegryzając od czasu do czasu chlebem i popijając wodą, gdyż żadnego innego napitku nie mieli. Gdy skończyli jeść, wyraźnie się odprężyli i wygodniej usadzili, popuszczając nieco pasa.
-Skoro zaspokoiliśmy już głód, może przejdziemy do ważniejszych spraw. – zaproponował Laryks.
-Oczywiście, oczywiście. Katie, kochanie, czy możesz nas zostawić samych? – spytał dziewczynę Minol.
-Tak, tato – rzekła tylko Katie, po czym pozbierała puste już naczynia i zaniosła je do kuchni, gdzie zabrała się za zmywanie.
-A więc… - zaczął Minol sadowiąc się lepiej i splatając ręce na piersi. – Normalnym sposobem nie dostaniecie się do środka, gdyż dwójka ze zbójców zawsze trzyma wartę i szyje z łuków do każdego kto się zbliży. Jest jednak inna droga. Otóż wszyscy czerpiemy wodę z jednej studni. Swego czasu, a było to jakiś rok temu, pan nasz kazał przezornie wybudować w niej tajny korytarz prowadzący do piwnic jego pałacu. Dzięki temu zawsze miał możliwość ucieczki. Jak jednak widać, nie na wiele mu się to zdało, ale przynajmniej wam pomoże dostać się niezauważonymi do środka.
-Widzę, że to zadanie nie będzie takie trudne, jak się na początku wydawało – uśmiechnął się Laryks – Kiedy już wejdziemy co twoim zdaniem należy zrobić?
-Musicie dostać się do głównej sali, gdzie przetrzymują nie tylko naszego pana, lecz także dwóch strażników. Musicie wtedy po prostu zabić zbójów, a resztą zajmą się już uwolnieni przez was ludzie. Po wykonanej robocie wrócicie tu do mnie, a ja dam wam sześćdziesiąt złotych koron nagrody. To wszystko co mam, ale jestem pewien, że nasz pan nie tylko zwróci mi moje pieniądze, lecz także pewnie i wam dorzuci coś dodatkowego.
-Dobrze, skoro już wszystko zostało ustalone udamy się na spoczynek, a rano weźmiemy się do roboty.
-Niech tak będzie – zgodził się Minol – Musicie jednak pamiętać, że trzeba się spieszyć, gdyż wkrótce powinien tu być ten transport, na który tamci czekają. Zanim pójdziesz spać chcę ci zadać jedno pytanie.
-Mów śmiało o co chodzi.
-Ciekawi mnie dlaczego twoi towarzysze są tacy małomówni? Odkąd się spotkaliśmy żaden z nich nie odezwał się choćby słowem.
-To proste. Obaj są niemowami. Za to świetnie walczą, a ja nauczyłem się z nimi porozumiewać bez słów, więc podróżujemy razem szukając zarobku. Ten z blizną nazywa się Cid, a ten z mieczem na plecach to Kordel. To moi przyjaciele.
Kiedy Laryks to powiedział, udał się za swoimi kompanami do pokoju, który przygotowała im córka Minola. Stały tam trzy prycze, na każdej zaś znajdował się wypchany słomą siennik. Laryks i jego ludzie położyli się i natychmiast zasnęli. Następnego dnia rano wstali pełni wigoru i chęci do walki. Szybko zjedli śniadanie, po czym razem z Minolem udali się w kierunku studni. Gdy do niej dotarli okazało się, że żeby dostać się do korytarza nie będą musieli zanurzać się w wodzie, gdyż sięgała ona nieco poniżej ledwo dostrzegalnego zarysu niewielkiego otworu. Na ścianie studni widać było przymocowaną do niej małą drabinkę, dzięki której można było przy odrobinie wysiłku wyjść na zewnątrz po podróży tajemnym korytarzem. Gdy cała trójka już do niego zeszła, okazało się, iż był on tak niski, że musieli się niemalże czołgać. Po dosyć długiej i ciężkiej wędrówce, dotarli wreszcie do większego pomieszczenia gdzie mogli już spokojnie stać. Szybko odnaleźli klapę w suficie i ostrożnie ją otworzyli. Jako pierwszy wyjrzał przez nią człowiek z blizną na twarzy, a ponieważ nie zauważył niczego podejrzanego podciągnął się do góry. Po chwili jego przyjaciele znaleźli się tuż obok niego, w ciemnej piwnicy w kształcie kwadratu. Cicho wyciągnęli miecze z pochew, po czym skierowali się do drzwi. Otworzyli je tak, by nie skrzypiały, po czym zorientowali się, że stoją już w korytarzu pałacu. Starając się zachować pełen spokój ruszyli przed siebie. Po chwili doszli do sporej wielkości drzwi.
-Za nimi znajduje się pewnie główna sala, gdzie przetrzymywani są zakładnicy. – powiedział cicho Laryks, po czym dodał – Wy dwaj wejdźcie nie robiąc hałasu innymi drzwiami, a tymczasem ja ich jakoś zajmę.
W momencie, w którym jego towarzysze zniknęli za rogiem, Laryks zdecydowanym ruchem otworzył drzwi. Gdy to zrobił, jego oczom ukazała się duża sala, oświetlona licznymi świecami zawieszonymi na kolumnach podtrzymujących dach. Na ścianach wisiały przeróżne arrasy i obrazy, a podłoga zajmowana była przez wielki dywan. Na środku pomieszczenia siedziało związanych trzech ludzi, a obok nich stali uzbrojeni wartownicy. Kiedy Laryks wszedł do środka spojrzeli niepewnie na siebie, lecz już chwilę potem mieli w rękach broń. Pierwszy z nich, rosły młodzieniec, z długimi czarnymi włosami ruszył na niego szybkim krokiem pewnie ściskając w dłoni miecz. Laryks zblokował pierwsze uderzenie i wyprowadził błyskawiczną kontrę, celując w twarz przeciwnika, lecz jego atak także został zatrzymany. Na jakiś czas pomieszczenie wypełniło się odgłosami zderzającej się ze sobą stali. Drugi strażnik, tak samo jak więźniowie, przyglądał się uważnie pojedynkowi i nie zwrócił uwagi, gdy za jego plecami pojawili się przyjaciele Laryksa. W momencie, w którym ich usłyszał, było już za późno, bo po chwili leżał na ziemi z poderżniętym gardłem. Tymczasem Laryks widząc to uśmiechnął się do swojego wroga, który na moment zawahał się, co pozwoliło Laryksowi wyprowadzić błyskawiczny cios. Ostrze jego miecza zagłębiło się w obojczyku żołnierza, krew trysnęła, a mężczyzna zaczął zwijać się w agonii na podłodze. Po chwili zamarł. Dopiero teraz Laryks zainteresował się uwięzionymi ludźmi.
-Amatorzy – rzekł z pogardą, patrząc na martwe ciała – Ktoś, kto ich wysłał musiał być albo idiotą, albo był zbyt pewny siebie. W każdym bądź razie jesteście wolni – zwrócił się do najlepiej ubranego z pośród trzech siedzących na podłodze ludzi, po czym podszedł do niego i uwolnił go z więzów.
-Dziękuję ci kimkolwiek jesteś – powiedział wstając szlachcic, chwilę później zwracając się do swoich ludzi – Zabijcie pozostałych dwóch.
Gdy obaj wojownicy wybiegli z sali, szlachcic ponownie zwrócił się do Laryksa.
-Skąd wiedziałeś gdzie nas szukać i jak się tu dostać?
-Twój sługa, Minol, opowiedział nam o wszystkim…
-Ach tak, mój wierny poddany. Będę mu musiał należycie podziękować.
-My też byśmy chcieli otrzymać jakąś nagrodę, jeśli łaska – powiedział zimnym tonem Laryks.
-Ależ oczywiście. Idź przodem – rzekł szlachcic, wskazując mu drzwi po prawej. Laryks niczego nie podejrzewając ruszył przed siebie, lecz chwilę później otrzymał silny cios w głowę. Upadając na ziemię i mdlejąc, zdołał jeszcze zobaczyć jak jego towarzysze również zostali ogłuszeni. A potem była już tylko ciemność.

***

Wszyscy trzej, Laryks, Cid i Kordel obudzili się następnego dnia, z ostrym bólem głowy. Gdy chcieli się poruszyć, okazało się, iż są skrępowani i leżą na podłodze, dokładnie tak jak wcześniej szlachcic i jego ludzie, których uwolnili.
-Ech, co ja mam z wami zrobić? – usłyszeli zimny głos nad sobą. Gdy się rozejrzeli i wygodniej ułożyli, zobaczyli wysokiego mężczyznę, całego ubranego na czarno, który spoglądał na nich z jednej strony z współczuciem, a z drugiej ze złością. Oprócz niego, po pomieszczeniu kręciło się kilku ludzi uzbrojonych podobnie jak strażnicy, których zabili wczorajszego dnia.
-Co się stało? Kim jesteście? – zapytał, nic nie rozumiejąc Laryks.
-Szlachcic uciekł, a wy zostaliście wrobieni i wykiwani. – powiedział nieznajomy – Wyobraź sobie, że razem ze swoimi przyjaciółmi pomogłeś zbiec na wolność groźnemu przestępcy, jednocześnie zabijając moich ludzi. Otóż my jesteśmy oddziałem, który został utworzony w celu tropienia ludzi łamiących prawo. Podróżujemy po całym Imperium, a często i dalej, byle by tylko odprowadzić przed wymiar sprawiedliwości osoby takie jak ta, którą uwolniliście. Ścigaliśmy go już długo, ponieważ zamieszany jest nie tylko w przemyt, czy napady, ale także morderstwa. Mam szczęście, że w ostatniej chwili zdecydowałem się nie iść razem z moimi ludźmi, bo wtedy pewnie leżałbym martwy razem z nimi. Czy teraz już wiesz w co się wpakowaliście? – zakończył swoją opowieść mężczyzna.
-Byliśmy przekonani, że działamy w słusznej sprawie… To… - zaczął się tłumaczyć Laryks, ale jego rozmówca mu przerwał:
-Wiem o tym, ale to jest nieważne. Istotniejsze jest to co zrobiliście i co mam z wami teraz zrobić. Z jednej strony powinienem was zamknąć w więzieniu, jednak wiem, że to nie do końca wasza wina. Pozwolę wam więc chyba oczyścić się, a jednocześnie naprawić to, co zepsuliście. Wyruszycie wraz z kilkoma moimi ludźmi, by ponownie schwytać tego szlachcica, a następnie odprowadzicie go do więzienia. Wtedy my zapomnimy co zrobiliście i będziecie mogli dalej ruszyć swoją drogą. Co wy na to?
-Myślę, że nie mamy wyboru. – uśmiechnął się Laryks – Poza tym z przyjemnością odwdzięczymy się za to co nam zrobił.
-Tego się właśnie spodziewałem. Mamy szczęście, ponieważ szlachcic uciekał szybko, więc nie zdążył wszystkiego dobrze przygotować. Natychmiast wpadliśmy na jego trop, a jakby tego było mało udało nam się też schwytać jego sługę, który po odpowiednim przesłuchaniu zdradził nam dokąd nasz ptaszek uciekł. Wprowadźcie go! – krzyknął nieznajomy.
Dwóch ludzi natychmiast wyszło do sąsiedniego pomieszczenia, by po chwili wprowadzić do środka Minola. Wyglądał o wiele gorzej niż wtedy, gdy ich przekonywał do udzielenia pomocy szlachcicowi. Widać było, że jest zmęczony, na jego twarzy pełno było śladów po intensywnym biciu. Wyglądał nieco żałośnie, a jego pewność siebie gdzieś uleciała.
-Nie dziw się naszym metodom – powiedział dowódca do Laryksa – Mamy pozwolenie na stosowanie wszelkich metod, które nam pomogą w pracy. Z tymi szujami czasami tak trzeba, innego sposobu nie rozumieją.
-Jak go złapaliście? – zapytał Laryks.
-Po prostu. Przyjechaliśmy trochę wcześniej, a on szykował się właśnie do wyjazdu. Normalnie byśmy go nie zwinęli, ale idiota zaczął uciekać na nasz widok, więc nie trudno było się połapać, że coś na sumieniu ma i wie kim jesteśmy. – wyjaśnił nieznajomy.
-Po co go tu kazałeś przyprowadzić?
-Pojedzie z wami. Poza tym, że będzie wam wskazywać drogę, to może coś jeszcze z niego wyciągniecie, a dodatkowo może posłużyć jako przynęta. A teraz powoli musicie zbierać się do podróży. Rozwiązać ich! – padł rozkaz, dzięki czemu Laryks i jego towarzysze już po chwili mogli wstać. Odnaleźli swoją broń, a ponieważ nic więcej nie potrzebowali mogli natychmiast wyruszyć w pościg. Dowódca oddziału przydzielił im dwóch ludzi. Pierwszy z nich był dobrze zbudowanym człowiekiem, o znudzonym wyrazie twarzy, drugi natomiast aż się palił do pracy, widać było po nim, że nie brał udziału w wielu akcjach. Gdy mieli już wyruszać, podszedł do nich jeszcze raz dowódca oddziału.
-Moi ludzie znają miejsce naszego następnego spotkania, tak więc uważajcie na nich. Ale to wzorowe chłopaki, poradzą sobie – uśmiechnął się nieznajomy, po czym dodał – Wybaczcie, że nie podałem swojego imienia, ale musi ono pozostać tajemnicą. Powodzenia!
Gdy rozmowa dobiegła końca, Laryks i jego towarzysze oraz przydzieleni im ludzie wyszli z budynku na świeże powietrze, gdzie czekały już na nich konie. Obok nich stali strażnicy, a na jednym z wierzchowców siedział już skrępowany linami Minol. Cała piątka podeszła do swych zwierząt i już po chwili pozostał po nich jedynie obłok kurzu. Jechali szybkim tempem, gdyż chcieli nadrobić stracony czas. W końcu, gdy był już wieczór postanowili się zatrzymać, by dać odpocząć koniom. Rozpalili ognisko, a jeden z ludzi, którzy z nimi podróżowali wyjął z juków trochę jedzenia, którym następnie podzielił się ze wszystkimi. Usiedli w kółku grzejąc się, ponieważ noc była chłodna.
-Wybaczcie, nie było wcześniej czasu żeby się przedstawić. Jestem Adolf – rzekł mężczyzna, który cały czas wyglądał na zobojętnianego na wszystko. Miał krótkie blond włosy, a w jego zielonych oczach odbijały się płomienie.
-Ja natomiast mam na imię Kolen. – odezwał się jego towarzysz, też blondyn, ale z długimi, sięgającymi ramion włosami. Widać było po nim, że jest młody i nie tak doświadczony jak jego partner.
-To jest Cid i Kordel – odpowiedział Laryks, wskazując po kolei na swoich przyjaciół – A ja jestem Laryks. Skoro te formalności mamy za sobą, może zajmiemy się przygotowaniem jakiegoś planu – uśmiechnął się przyjaźnie.
-Nie ma za bardzo co planować – Adolf również się uśmiechnął – Szlachcic uciekał szybo, więc nie wziął wiele broni. Ma ze sobą dwóch ludzi, którzy byli uwięzieni razem z nim. Nas jest pięciu, więc myślę, że nawet nie będziemy musieli wykorzystywać tego chłopa – wskazał na Minola – Po prostu dogonimy ich, strażników albo zabijemy, albo obezwładnimy, a następnie całą trójkę odprowadzimy na miejsce spotkania.
-W sumie nie będzie to zbytnio trudne zadanie jak widać – dodał Kolen – No, ale późno się robi, a jutro zapewne czeka nas walka. Wezmę pierwszą wartę, śpijcie spokojnie.
-Obudź mnie a kilka godzin, żebyś i ty mógł odpocząć – rzucił jeszcze Laryks, po czym ułożył się wygodnie i zasnął, a jego towarzysze poszli w jego ślady. W środku nocy obudził się pod wpływem nagłego impulsu, nie wiedział czemu, ale nie mógł dobrze spać. Gdy otworzył oczy i rozejrzał się po ich małym obozowisku, zobaczył siedzącego na koniu Minola. Natychmiast wstał i w tym samym momencie ujrzał jak Kolen wbija miecz w leżącego na swym posłaniu Cida.
-Nie!!!! – wyrwało mu się z piersi, po czym natychmiast sięgnął po swoją broń. Kolen, który zauważył już niebezpieczeństwo błyskawicznie wskoczył na swojego wierzchowca, po czym razem z Minolem ruszyli przed siebie galopem. Tymczasem głośny krzyk Laryka obudził jego towarzyszy, którzy już stali na nogach nie rozumiejąc jeszcze co się stało. Dopiero gdy ujrzeli szlochającego i trzymającego za rękę przyjaciela Laryksa. Kordel podszedł do swojego dowódcy i położył mu dłoń na ramieniu. Jeszcze przez moment stali tak w milczeniu, gdyż żaden z nich nie wiedział co powiedzieć. W końcu jednak jako pierwszy odezwał się Adolf:
-Przyjdzie jeszcze czas by go opłakiwać. Teraz trzeba zastanowić się co robić dalej. No i chyba jestem winien ci podziękowania Laryksie, bo gdyby nie twoja czujność wszyscy byśmy już leżeli w kałuży swej własnej krwi. Musimy się spieszyć. Dalej mamy szansę ich dogonić i zabić.
-Masz rację – odezwał się po chwili Laryks. Jego głos był pusty, nie okazujący prawie emocji, ale słychać w nim było delikatną nutę nienawiści – Ruszajmy czym prędzej i zabijmy tych sukinsynów. Na koń! – krzyknął Laryks, po czym sam wskoczył na swojego rumaka. Po niedługim czasie cała trójka jechała najszybciej jak mogła. Wkrótce zaczęło już świtać. W końcu, gdy już przebyli spory kawałek drogi, natrafili na niewielką wioskę, a ponieważ chłopi już pracowali na polu, Laryks podjechał do jednego z nich i zapytał:
-Widziałeś przejeżdżających tędy szlachcica i czterech innych ludzi? Dwóch mu towarzyszyło, a pozostali podążali nieco dalej.
-Panie, powiem więcej. Oni siedzą jeszcze w tutejszej gospodzie. Nie jest ona duża, bo my to małą wieś mamy, ale lubimy tam czasem zajrzeć. A teraz siedzą tam tylko oni i piją. Źle im z oczu patrzało…
Laryks nie słuchał dłużej wywodu wieśniaka, tylko dał swoim towarzyszom znak, by się gotowali do walki. Podjechał jeszcze kawałek, a potem zsiadł z konia i uwiązał go do płotu jednego z gospodarstw. Szybko odnalazł wzrokiem budynek, który z pewnością był karczmą. Przed drzwiami stał jeden ze strażników szlachcica, więc Laryks czym prędzej się ukrył w pobliskich krzakach. Usłyszał cichy szelest za sobą, to jego przyjaciele podeszli do niego. Adolf miał w ręku łuk, więc Laryks odsunął się nieco, by zrobić mu miejsce na strzał. Adolf naciągnął cięciwę, wymierzył dobrze, po czym wypuścił strzałę, która z lekkim świstem pomknęła idealnie do celu. Wartownik został ugodzony w szyję, krew trysnęła z rany. Zataczając się zdążył jeszcze otworzyć drzwi gospody, wpadł do niej i przestał się ruszać. Ze środka dobiegły ich odgłosy odsuwania krzeseł, a już po chwili na zewnątrz pojawiło się czterech ludzi.
-Strzel jeszcze raz, w drugiego strażnika. Wyrównajmy siły – powiedział szeptem Laryks, po czym popatrzył jak Adolf ponownie celuje, a strzała tym razem trafia mężczyznę w brzuch. Widać było, iż tak się spieszyli, że nie zdążyli założyć żadnej zbroi, co ich zgubiło.
-Świetnie, a teraz do boju.! – krzyknął Laryks wypadając z obnażonym mieczem. Po jego lewej biegł Kordel, a po prawej Adolf, który odrzucił łuk i także wyjął broń ostrą. W ich kierunku zaczęli biec ich przeciwnicy. Spotkali się w pełnym słońcu, na piaszczystym trakcie, żądni zabijania. Kordel starł się z Minolem, Adolf ze swoim byłym już przyjacielem, Kolenem, natomiast Laryks wdał się w pojedynek ze szlachcicem. Wymienili początkowo kilka szybkich ciosów, by sprawdzić możliwości swojego przeciwnika. Laryks jednakże był zmęczony po nieprzespanej nocy, lecz dopiero teraz zaczynała wychodzić z niego furia. Zaczął zadawać coraz szybsze i mocniejsze ciosy, aż szlachcic, który był nieco podpity zaczął się cofać. Nagle zrobił niespodziewany manewr, przez co Laryks potknął się, a następnie poczuł jak miecz jego wroga rozcina mu udo. Upadł, przewrócił się błyskawicznie na plecy i tylko dzięki szczęściu udało mu się zblokować następne uderzenie. Kątem oka dostrzegł, że jego przyjaciele nie dali się zepchnąć do defensywy, co podziałało na niego mobilizująco. Natychmiast zbił kolejny cios i wstał, po czym wyprowadził kontrę. Szlachcic zachwiał się pod silnym uderzeniem i popełnił błąd odsłaniając się. Laryks wykorzystał to bez skrupułów i zagłębił swój miecz w lewym boku przeciwnika. Mężczyzna upadł z głośnym stęknięciem, a Laryks dopełnił tylko formalności. Odetchnął zadowolony i ujrzał, że jego przyjaciele już na niego czekają, a piasek jest czerwony od krwi ich wrogów. Podszedł do nich uśmiechając się, po czym wszyscy trzej weszli do gospody, by chwilę odpocząć. Następnie przenieśli ciała przestępców do lasu, gdzie zakopali je i tylko czerwony trakt jeszcze przez jakiś czas wskazywał na to, że miała tam miejsce krwawa walka. Gdy się już z tym uporali, zawrócili i pojechali z powrotem do miejsca ich wczorajszego obozowiska. Zabrali stamtąd ciało Cida i zawieźli je do jego rodzinnej wioski, gdzie pochowali go obok jego rodziców, tak jak zawsze tego pragnął. Po jakimś czasie dotarli w końcu na miejsce spotkania z resztą oddziału Adolfa, gdzie pożegnali się i z zapewnieniem, że jeszcze kiedyś się spotkają, odjechali w swoją stronę.


Boromir.
komentarz[13] |

Komentarze do "Akcja ratunkowa"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Corwin Visual
Engine by Khazis Khull based on jPortal
Polecamy: przeglądarke Firefox. wlepa.pl


   Sonda
   W którym dziale trzeba więcej artykułów?
Bestiariusz
Przygody
Opowiadania
Zdolności
Przedmioty
Profesje
Postacie
Miejsca
Zasady
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Wilkołak
   Elfia Wdzięcz...
   Tworzenie Pos...
   Skarb Piramidy
   Wiedźmin
   Chart
   Świątynia Upa...
   Zew Krwi
   Biały Płomień...
   Płomienie Smo...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.032200 sek. pg: