Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
Człowiek bez imienia
Nikt nie pamięta jego imienia, chociaż wielu zna jego historię. Jego imię zostało wymazane ze wszelkich ksiąg, z pamięci ludzkiej, przestało istnieć. Zaczęła istnieć przeszłość.
Historia zaczęła się przed trzydziestu laty. Pewien region w pobliżu Altdorfu był nękany przez wyznawców Tzeentch-a. Tak więc, ludzie z wiosek leżących w tym regionie najęli zbrojny odział, który miał rozwiązać problem. Najemnicy wykonali swoją pracę, a jedna z ostatnich walk, które prowadzili, miała miejsce w ukrytej w lesie świątyni Tzeentch-a. Po skończonej bitwie, gdy jeden z wojowników podszedł do ołtarza z zamiarem zniszczenia plugawego symbolu, ujrzał na nim leżącego, przygotowanego do złożenia w ofierze ośmioletniego chłopca. Leżał on spokojnie, otumaniony przez narkotyki. Gdy najemnik wziął go na ręce, dziecko przebudziło się na chwilę, spojrzało na twarz wybawcy z uśmiechem i przytuliwszy się do wojownika, ponownie zasnęło.
Chłopczyk obudził się znów, dopiero po paru godzinach wieczorem, w obozowisku wojowników. Gdy mężczyźni spostrzegli, że chłopiec nie śpi, zaczęli wypytywać: Gdzie jest twoja rodzina, jak trafiłeś w niewolę, jak masz na imię, w której wiosce mieszkasz…? Nie potrafił on jednak udzielić odpowiedzi na żadne z tych pytań, poza jednym, Jak masz na imię?. Jedyne, co pamiętał to swoje imię i … datę swoich urodzin, które właśnie obchodził. Kończył wtedy ósmy rok życia.
Mimo usilnych poszukiwań domu i rodziny malca, nie znaleziono nic. Nikt z miejscowych też nie chciał się nim zająć. Spowodowane to było pewną charakterystyczną cechą wyglądu. Mianowicie miał on jedno oko koloru niebieskiego, drugie zaś było piwne. Wszyscy miejscowi chłopi, wiedząc skąd najemnicy mają dziecko, uważali, że jest ono mutantem i że lepiej by było je zabić niż udzielać schronienia. Tak więc chłopak, niechciany przez nikogo, pozostał z drużyną najemników, którzy w końcu przyzwyczaili się do jego obecności w drużynie. Mimo, że był on dużym obciążeniem dla najemników, gdyż podczas każdej walki ktoś musiał zostawać razem z nim z tyłu i nie można było razem z nim równie szybko podróżować tak jak kiedyś, to wszyscy i tak go lubili i uczyli go tego, co umieli najlepiej – walczyć. Chłopak zawsze chętnie pobierał nauki i całkiem dobrze mu szło. Po trzech latach, gdy miał ich jedenaście, brał on już udział w bitwach, jakie prowadzili najemnicy walcząc nie gorzej niż reszta. Jego ulubioną bronią były sztylety, którymi celnie miotał, a w razie potrzeby, zręcznie unikając ciosów przeciwnika, dostawał się w jego pobliże i wbijał mu sztylet wysmarowany trucizną. Był on bardzo szczęśliwy podróżując razem z najemnikami. Ale jak dobrze wiadomo, nic nie trwa wiecznie.
Właśnie kończył trzynasty rok życia, najemnicy obozowali w lesie. Trwała zabawa, gdyż przedwczoraj dostali wypłatę za eskortowanie karawany kupców. Chłopak poszedł za potrzebą w krzaki, gdy nagle… Usłyszał krzyki. Biegiem do obozowiska! - pomyślał. Ktoś biegł w jego stronę. To Albert. Coś przemknęło przed nim. Coś leje się z jego szyi! Albert martwy. Co z resztą?! Dzisiaj moje urodziny… Zemdlał.
Obudził się rano, nic nie pamiętając. Jedyne, co znalazł wokół siebie to trupy ludzi, których nie znał. Chyba oddział najemników… – przeszło mu przez myśl. Nie wiedział, co tu robi, nie wiedział skąd przyszedł, nie wiedział gdzie idzie. Jedyne, co wiedział to, to jak ma na imię i to, że wczoraj miał urodziny.
Poszedł przed siebie. Po dniu wędrówki dotarł do zajazdu „Pod kogutem”. Zatrudnili go tam jako chłopca do wszystkiego. Nauczył się sprzątać, gotować, prać, grać w kości, przenosić pijanych gości. A wszystko, co robił, robił szybko i dokładnie. Karczmarz był z niego zadowolony i zawsze się do niego uprzejmie zwracał. Miał też córkę, która się chłopakowi niezwykle podobała. Było mu tam dobrze, był szczęśliwy, mógłby tam spędzić resztę swojego życia. Ale nadeszły siedemnaste urodziny.
Obudził się rano. W około było pełno popiołu. Chyba coś się niedawno tu paliło, wygląda na jakąś przydrożną karczmę. Ciekawe czy ludzie zdążyli uciec… – pomyślał. Znowu nic nie pamiętał. Nic oprócz imienia i daty urodzin. Co miał zrobić? Poszedł drogą przed siebie.
Dotarł do jakiejś wioski. Okazało się, że w wiosce niedawno panowała zaraza, więc łatwo było znaleźć pracę - wszędzie brakowało rąk do pomocy. Najął się u kowala, któremu podczas zarazy zginął syn, który mu pomagał. Praca była ciężka, ale przynosiła mu też dużo radości. Mieszkał w wiosce przez trzy lata, aż do dnia, w którym skończył dwadzieścia lat.
Obudził się w lesie, bok miał przebity przez jakieś ostrza. Chyba widły – wpadła mu do głowy myśl. Przeczołgał się ze sto metrów i zemdlał. Znów się obudził - leżał na łóżku, w jakiejś chatce, rana była opatrzona, a po izbie kręcił się starszy człowiek. W lesie znalazł chłopaka pustelnik, który zabrał go i opatrzył. Dojście do zdrowia zajęło rannemu parę tygodni. W tym czasie gospodarz polubił i przyzwyczaił się do chłopaka, a ten polubił staruszka. Żyli więc odtąd razem: jeden, który postanowił wymazać swoją przeszłość z pamięci i stać się pustelnikiem, drugi, który nie miał przeszłości, nie miał pamięci. Jedyne, co miał to imię i datę urodzin. Dwudzieste drugie urodziny…
Szedł przez las, prosto przed siebie Nie wiedział, dokąd idzie. Doszedł do Altdorfu. Był głodny, nie miał pieniędzy, więc zaczął kraść. Robił to bardzo zręcznie. Nigdy go nie złapali. Poznał innych, takich jak on. Stali się zorganizowaną szajką, szło im coraz lepiej, kradli wszędzie - na ulicy, w świątyniach, włamywali się do domów. Pewnej nocy, właśnie, gdy kończył dwudziesty trzeci rok życia, byli na jednej z akcji. Ktoś wpadł na pomysł żeby podłożyć ogień dla zatarcia śladów… Wybuchł wielki pożar. Kolejne budynki zaczynają się palić. Trzeba gdzieś uciekać! – pomyślał i zaczął biec przed siebie. Biegł długo i w końcu trafił do jakiegoś budynku.
Obudził się rano, wyszedł ze świątyni Vereny i udał się poza granice miasta. Pamiętał wszystko, co uczynił. Pamiętał dokładnie całe swoje życie. Pamiętał wszystko, oprócz imienia.
Podobno powiesił się przy głównym trakcie. Niektórzy jednak mówią, że to nieprawda, że tak naprawdę poszedł w świat naprawiać zło, które uczynił. Nikt go jednak nigdy nie pozna, gdyż nie posiada on imienia, nie posiada nic, dzięki czemu można by go zapamiętać. Posiada jedynie przeszłość, przeszłość, którą musi naprawić.
Kim był?
Chyba człowiekiem.
Nie.
Na pewno był człowiekiem. Może nie takim jak ja czy ty, ale mimo wszystko niewiele się od nas różnił.
Po co pamiętać przeszłość, przeszłość to same martwe nazwy, nie mamy na nią najmniejszego wpływu, zajmijmy się teraźniejszością i przyszłością.
A może jednak nie? Może przeszłość coś znaczy, może nie da się jej opisać za pomocą paru słów, może to jakieś głębsze przeżycia, które powinniśmy pamiętać? Pamiętać, nie nazywać ich, tylko pamiętać.
Konrad. |
komentarz[21] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Człowiek bez imienia" |
|
|
|
|
|
|
|