..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
   » Ogólne

   » Rozgrywka

   Szukaj
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

Opowieść Barda



Powiadasz towarzyszu, że chciałbyś się czegoś dowiedzieć? Masz ochotę poznać moją przeszłość? Widzisz, ja zwykłem opowiadać cudze historie i przygody, w końcu jestem bardem. Dziś wieczór jednak opowiem swoją historię życia Weź więc dzbanek dobrego grogu, wygoń stąd te dziewki karczemne, nabij sobie fajkę i zasiądź wygodnie, aby posłuchać mojej spowiedzi, historii Konrada Taberlitzoff-Marksmayer’a.
Otóż ród mój , Marksmayer, jest najsilniejszy w zachodnim Stirlandzie, to najbardziej wpływowa rodzina w Nuln. Herb złotego gryfa z trzema gwiazdami na czarnej tarczy, znany jest każdemu heroldowi w Imperium. W zamku moich przodków gościliśmy kilka razy samego Imperatora. Wystawiano tam takie bale, że arystokracja z całego Nuln zjeżdżała się. Niestety to wszystko zamierzchłe czasy. Przejdę więc do sedna, jak nalejesz mi jeszcze do kielicha. Powiem Ci, że ta historia z Marksmayerami to prawda, moja rodzina kiedyś była naprawdę na samym czubku góry arystokratów. Jednak czasy się zmieniają. Świątynia Sigmara miała sprzeczne z nami interesy, potem były oszczerstwa, szantaż. Jakby tego było mało to nadeszło wielkie nieszczęście dla nas wszystkich jakim była Burza Chaosu... zresztą co ja będę się rozwodził nad tym. Interesy szły coraz gorzej, szacunek do nazwiska Marksmayer podupadł, a co po niektórzy moi przodkowie musieli się ukrywać. Byli w mojej rodzinie tacy, których sigmarici oskarżyli o konszachty z heretykami, co rzecz jasna było bujdą. Nieprzyjemna sytuacja, może dlatego dzisiaj zwę się Taberiltzoff, a nie Marksmayer. Przejdę do czasów mi bliższych. Urodziłem się w jednym z dworków szlacheckich jakie były dziedzictwem mojego ojca, w jedynym jaki udało mu się utrzymać. Reszta majątku była albo splądrowana, albo od dawna zajęta przez kogoś znacznie od nas silniejszego. W czasie konfliktów między potomkami rodu, niepewnej sytuacji politycznej, czwarte dziecko nie było zbyt pożądane, a ja właśnie urodziłem się jako czwarty z braci. Wszędzie gdzie się pojawiłem byłem tylko kłopotem. Moi bracia się nade mną znęcali, byłem ich popychadłem i workiem treningowym. Ojciec nie zwracał na mnie uwagi poza świętami, kiedy odrywał się od swojej pracy i jadł z nami kolację. Matka właściwie prosiła nas tylko o pomoc, albo zwierzała się jakie to życie złe, a jakie kiedyś było dobre zanim wyszła za naszego ojca. Mimo, że bracia mnie widocznie nie lubili to wszędzie zabierali ze sobą. Widziałem z nimi co nieco. Kilka razy jak się zabawiali z córką kowala ze wsi nieopodal, a później musieliśmy nawiewać. Widziałem też jak moi bracia przeszukiwali ciała nieszczęśników zabitych przez banitów. Przyglądałem się kiedy stara cyganka wróżyła im z rąk. Na trakcie spotykało się wielu ludzi, chociaż czasy niebezpieczne. Wreszcie co najciekawsze widziałem z nimi wielką grotę, parę kilometrów za domem w lesie. Okraszoną dziwnymi malunkami na skałach i pełną jarzących się na zielono kryształków w ścianach i suficie. Rzecz jasna wtedy nie wiedziałem nic o spaczeniu. Ba, nawet bawiłem się tymi wesoło świecącymi drobinkami. Ojciec nigdy się nie dowiedział o tym. To była nasza tajna jaskinia, a wejście do niej było na tyle wąskie, że my ledwo mogliśmy się przecisnąć. Szkoda bo może gdyby ktoś nam zabronił tam chodzić to los obszedłby się z moją rodziną trochę litościwiej. W każdym razie mi nic się nie stało, aż dziw, bo ja tam najwięcej czasu spędzałem. Została mi tylko jedna blizna. Popatrz no tutaj, ta na przedramieniu, wygląda jak zwykła blizna po oparzeniu. To było wtedy gdy przeciąłem się spaczeniem. Natomiast moi bracia poumierali jeden po drugim, ale to dalsza rzecz. Do czternastego roku mojego życia, żyliśmy całą rodziną w miarę spokojnie. Poza utarczkami z wieśniakami, kilkoma rajdami banitów to okolica była całkiem przyjazna. Jak mówiłem czternaście lat żyło mi się pomyślnie. Wtedy do naszego domu zawitała kostucha, najpierw zabierając dwóch młodszych. Nikt nie wiedział na co zachorowali. Przez miesiąc leżeli obaj w gorączce, a potem zmarło im się. Zaprawdę straszna to była śmierć. Czuwałem przy nich we dnie, widziałem jak na ich twarzach występują spazmy bólu. Byłem przy nich do ostatniej godziny. Ich cera była blada jak papier, widziałem przez nią wszystkie żyły. W niektórych miejscach na ciele mieli niebieskawe wykwity. Jeszcze zanim umarli wyglądali jak trupy, oczy przekrwione i zapadnięte, skóra pergaminowa, prawie łysi. Straszny to był widok, matka była załamana po utracie dwóch synów, sama też podupadła na zdrowiu. Ojciec ledwo wiązał już koniec z końcem, żeby nas utrzymać w tym dworku. Okolica stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Kilka razy chłopi próbowali nas podpalić we dworze, a i bandyci napadali. Wtedy ojciec wyciągał wspaniały muszkiet, chyba jedyną tak wartościową rzecz w naszym domku i strącał kilka głów zanim reszta uciekła. Rok po bliźniakach rozchorował się najstarszy z rodzeństwa, jednak nie umarł z choroby. Zginął na trakcie kiedy wracał z miasta w potyczce maruderami. Właściwie choroba i tak by go wykończyła, ale poległ w walce jakby na to nie patrzeć. Niedługo po tym matka też się rozchorowała. Jej stan pogarszał się i polepszał w kółko, była żywa, ale nie mogła wstać z łóżka. Opiekowałem się nią wtedy i rozmawiałem dużo o przeszłości, o dawnych czasach mego rodu. Poznałem się na herbach, historii i paru innych rzeczach. Tymczasem powoli nadchodził kres mojego ojca o czym niestety podówczas nikt nie wiedział. Widać moja rodzina bardzo podatna była na choroby, albo to skutek spaczenia, którego niewielkie ilości przynosiliśmy także do domu, chowając w najdziwniejszych miejscach. W każdym razie ojciec niespodziewanie umarł przed matką. Nasze zdziwienie dorównywało rozpaczy po jego odejściu, szczególnie, że był naszym jedynym żywicielem. Miałem wtedy osiemnaście lat. Przez kilka miesięcy jeszcze żyliśmy we dworku, jednak moja matka po tym ostatnim wydarzeniu nie wytrzymała załamania nerwowego. W domu śmierdziało stęchlizną i śmiercią, przychodziłem tam tylko dla mojej rodzicielki. Matka zmarła w pół roku po ojcu. Ot, widzisz towarzyszu jak mi się rodzina po kolei wykruszyła. Przykre, no ale już dawno się przyzwyczaiłem i zapomniałem, bo braci to właściwie nie lubiłem, matka była mi obojętna, tylko ojca mi żal czasem. Zostałem sam jak palec na tym chorym świecie, bez pieniędzy, bez żadnego zawodu, źródła utrzymania. No i wtedy zaczęło się życie, właściwie to miałem szczęście, jak zwykle. Nie trafiłem do handlarzy niewolników, na miecze banitów, ani na pod strzały elfów. Znalazłem się w cyrku. Tam rzucałem nożami, chodziłem po linie, skakałem, wygłupiałem się jako klaun. Ogólnie robiłem różne rzeczy, bo w żadnej nie byłem mistrzem. Kilka lat w cyrku jednak nauczyło mnie tego i owego, tam też poznałem kilku dobrych ludzi. Sam Oswald Petrartz, właściciel cyrku był znakomitą osobistością. Ciekawy człowiek, o którym być może opowiem ci kiedy indziej. Może nawet kiedyś sam go spotkasz, kto wie gdzie i kiedy zawita sławny „Petrartz-Zirkus”. W trupie cyrkowej znalazłem mojego najwierniejszego towarzysza, Pasqila. Pytasz kim jest Pasqil? O widzisz, oto on, mój towarzysz podróży, powiernik sekretów, słuchacz moich ballad. Pasqil to biała łasica z Norski. Chociaż urodził się już w Imperium, daleko od domu swoich przodków, to kojarzy mi się z tymi mroźnymi krainami, o których tylko marzyłem. W każdym razie nadszedł czas, że odszedłem z cyrku dziękując Oswaldowi za wszystko co dla mnie zrobił. Miałem wtedy dwadzieścia pięć lat i znów byłem na szlaku. Tylko tym razem w towarzystwie łasicy i jednej przemiłej i prześlicznej kobietki, ale o tym też innym razem Ci dokładnie opowiem i mam nadzieję że jej na szlaku nie spotkamy. Napomknę tylko, że kiedy byliśmy na pewnym dworze w Bretonii przyłapałem tą niewdzięczną sukę z jakimś pieprzonym fikuśnym amancikiem. Nie zabiłem jej ani jego, wiesz przecież, że nie przepadam za przemocą. W każdym razie fikuśny rycerzyk okazał się synem hrabiego zamku. W przypływie emocji, zabrałem mu najlepszego konia, wmawiając stajennemu, że wygrałem go w zakładzie. Następnie uciekając na tymże wierzchowcu podpaliłem mu winnice. Wieść się rozniosła po całym hrabstwie i musiałem naprawdę szybko uciekać z Bretonii. Słyszałem, że zawaliły mu się piwnice z kilkusetletnimi winami, i dobrze tak skurwielowi, chociaż czasem żałuję że się dobre wino zmarnowało, ale było warto. Właściwie to myślałem też kiedyś czy to nie moja wina, że skumałem się z taką dziwką. Od początku widziałem że przypatruje się innym facetom, kilka minut po tym jak powiedziała mi że jestem „Tym jedynym”. Aaa... zapomniałbym powiedzieć, pewnie to już wiesz, ale po odejściu z cyrku trochę grałem, zacząłem zarabiać jako minstrel razem z moją kochanicą, Bianką. Ona przepięknie tańczyła, zresztą była powabna, aż miło było popatrzeć na jej jędrne ciałko, ale w głębi to prawdziwa była zdzira. Po szybkim wyjeździe z krain Pani Jeziora znów wróciłem do rodzimego Imperium. Tutaj oczywiście musiałem się przedstawiać nazwiskiem Taberlitzoff. Jeszcze wielu pamięta rodzinę Marksmayer, już nie wspominając o moim konflikcie z kościołem Sigmara. Podróżowałem przez naszą ojczyznę z moim wiernym Pasqilem. Z czasem stałem się nie tylko bardem, ale też okazyjnie szpiegiem, informatorem, posłańcem i mediatorem... Tak się przedstawia mniej więcej to moje marne życie. A teraz przynieś kolejny dzban napitku i posłuchamy twojej powieści, z chęcią się dowiem czegoś więcej o twoim tajemniczym żywocie...


Diakonis.
komentarz[37] |

Komentarze do "Opowieść Barda."



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.


© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Corwin Visual
Engine by Khazis Khull based on jPortal
Polecamy: przeglądarke Firefox. wlepa.pl


   Sonda
   W którym dziale trzeba więcej artykułów?
Bestiariusz
Przygody
Opowiadania
Zdolności
Przedmioty
Profesje
Postacie
Miejsca
Zasady
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Wilkołak
   Elfia Wdzięcz...
   Tworzenie Pos...
   Skarb Piramidy
   Wiedźmin
   Chart
   Świątynia Upa...
   Zew Krwi
   Biały Płomień...
   Płomienie Smo...

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.036473 sek. pg: