Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
Ciało leżało w gęsto zarośniętym przydrożnym parowie, niemal by je przegapili gdyby nie kruki. Spłoszeni ich przybyciem padlinożercy z dzikim wrzaskiem i łopotem skrzydeł poderwały się znad zwłok. Ściągnęła wodze koniowi i ostrożnie pokierowała nim tak, aby zszedł z drogi do żlebu, kiedy już stanęli nad zwłokami, przechyliła się w kulbace, żeby dokładniej je obejrzeć. Było poszarpane dziobami ptaków i kłami czegoś o wiele większego, należało do mężczyzny, mieszczanina, może kupca sądząc po resztkach ubranie które się na nim zachowały.
-Trochę pomocy pasożycie? – warknęła.
-Trochę szacunku chłopko?
Odburknął demon, mimo to po chwili czuła, że serce zaczyna bić jej szybciej, krew uderzyła do głowy i ciepło rozlało się po całym ciele, przyjemnym niepokojącym mrowieniem które przeszyło ją aż po koniuszki palców. Pociągnęła nosem. Zapach krwi i zgnilizny uderzył do nozdrzy.
-Dzień, może dwa. – stwierdziła. – Zabiłyby go pewnie ghule, nadgryzły i zostawiły, muszę mieć tutaj mnóstwo żarcia.
-Jesteś pewna?
Pochyliła się jeszcze niżej i zabrała leżącą w trawie sakiewkę.
-Bandyci by go najpierw ograbili i raczej nie pogryźli.
Wyjechała z powrotem na drogę.
-Nie rozsądnej byłoby jechać lasem?
-Konno, przez ten matecznik? Nie ma mowy, poza tym ghule zazwyczaj nie strzelają z zarośli.
Ściągnęła koc z grzbietu konia odsłaniając olstry z parą pistoletów. Wyciągnęła jeden, razem z prochem który trzymała w rogu w jukach.
-Jeśli to wybuchnie Ci w twarz, ja nie będę tego leczył.
-Nie rozumiem czego się boisz. – stwierdziła nie spytała, jednocześnie kończąc ładować pierwszą broń.
-Jeden z moich dawnych…
-Ofiar?
-Kontrahentów – odparł. Mogła przysiąść, że szczerzy swoje eteryczne zęby w uśmiechu, że użył kolejnego słowa którego ona nie rozumie. – Miał nieprzyjemne przejścia z prochem. Poza tym, taki ze mnie staroświecki demon. Ta całe zabawy kołowrotami, zamkami, to domena krasnoludów, nie nas istot magicznych,
Zakończył z dumą,
-Aha – skwitowała całą rozmowę mruknięciem, schowała broń z powrotem do olstrów i nadal jadąc zaczęła wiązać ochraniacz na lewym przedramieniu.
-Nie sądzisz, że nie opłacało ci się tego nawet ściągać?
-Ciii. – uciszyła demona i odruchowo przytknęła palec do ust. – Słyszałeś…
Nie dokończyła, gdy z dzikim wrzaskiem z zarośli wypadł na drogę ghul, śliniąć się i szczerząc poźółkłe, zepstuę zęby rzucił się w ich kierunku. Wyszarpnęła pistolet i wypaliła prosto mu prosto w pysk, gdy potwór już gotów zamachnąć się pazurami. Kula urwała mu kawałek dolnej szczęki ochlapując bok konia krwią, a ghul wyjąc złapał się za bryzgająca posoką ranę. Stanęłą w strzemionach i uderzyła z góry okutą żelazem rękojeścią krusząc czaszkę i wbijając kawałki kości w głąb mózgu. Poderwała konia do galopu, z lasu wybiegały kolejne ghule. Wystrzeliła po raz drugi, kula chybiła odłupując kawał kory z drzewa. Stratowała dwa stworu próbujące, zabiec jej drogę, koń rżał.
-Dlaczego wszystko się musi tak kończyć!? – wrzeszczał demon.
-Stul dziób! Pieszo nas nie dogonią.
Wyszarpnęła topór, biorąc zamach i w pełnym będzie rąbiąc z konia, ostrze chrupnęło, grzęznąc w klatce piersiowej potwora i już tam zostało, pęd wyrwał jej drzewce z dłoni. Obejrzała się za siebie spoglądając na goniącą ją grupę. Odwróciła głowę z powrotem tylko po to, żeby zobaczyć jak dwa metry przed nimi nagle spod ziemi wystrzeliła lina, przecinając drogę tuż przed pędzącym koniem.
Zaklęli równocześnie, demon i ona gdy klacz wpadła prosto na pułapkę, rżąc i łamią przednie nogi, podczas gdy oni wystrzelili w powietrze.
Zwaliła się na ziemię wzbijając tuman kurzu i boleśnie obijając. Syknęła gdy rękojeść miecza wbiła jej się pod żebra.
-Chyba złamałam palec. – stęknęła wstając.
-To nie jest dziś twój największy problem! – wrzasnął demon. – Ja zajmę się obrażeniami, ty ghulami.
Przez ciało znów przebiegło niepokojące mrowienie, ból nie zniknął, ale stłuczone mięśnie odzyskiwały sprawność. Wyciągnęła miecz. Ghule się zbliżały, za dużo, o wiele za dużo, może z konia, może gdyby miała chociaż tarcze. Teraz była bez szans. Uniosła ostrze, .parę metrów. Czerwonopióra strzała wbiła się w gardło, powtór upadł na kolana charcząc i wyginając cielsko do tyłu. Ghule zatrzymały się. W powietrzu rozległ się tęten kopyt i chrzęst pancerza. Spojrzała za siebie. Pięć zakutych w stal postaci na wielkich ladrownanych rumakach zjeżdżało w dół traktem w równej tyralierze. Wspaniałe zbroje błyszczały w słońcu, każda z nich była całkowicie unikalnym dziełem, ozdobione złoconymi ornamentami i zwierzęcymi futrami. Szósty, także opancerzony jeździec został na szczycie wzgórza i napinał łuk do kolejnego strzału. Ghule rzuciły się do ucieczki, niemal momentalnie znikając w lesie, oprócz dwóch których dosięgły kolejne strzały. Odetchnęła z ulgą. Spojrzała w stronę niespodziewanej odsieczy. Rycerze zbliżyli się na tyle, że mogła teraz dokładniej przyjrzeć się zdobieniom pokrywających ich zbroje. Skomplikowane wzory czaszek i kolcy wiły się pośród stalowych płyt poznaczonych śladami ciosów, które zebrały podczas dziesiątek bitew w jakich brali udział, hełmy rzeźbione na kształt drapieżnych zwierząt, wielkie ośmioramienne gwiazdy na napierśnikach, gdy tylko zrozumiałą jak bardzo się pomyliła, chciała również rzucić się do ucieczki. W lesie miała większe szanse walcząc z ghulami niż tutaj ale poobijana podczas upadku noga nagle odmówiła posłuszeństwa. Zwaliła się na ziemię.
-Nie żartuj teraz. – Wrzasnęła do demona. – Chcesz nas zabić?
Rycerze chaosu, zwolnili otaczając ją. Galopujący ze wzgórza łucznik w dziobatymi hełmie, przystrojonym orlimi piórami, minął ich podjeżdżając do nadal rżącego i wijącego się na ziemi okaleczonego konia. Napiął łuk, aż zatrzeszczało łęczysko. Strzała przebiła szyje zwierzęcia na wylot, niemal przybijając ją do ziemi.
Spojrzała na górujące nad nią monumentalne sylwetki. Wstała i uniosła miecz, wydawał się jej teraz śmieszny, żałosny w obliczu takiego wroga.
-Gdzie jesteś cholero!? – znów zawołała demona. – Nie uciekaj tchórzu.
-Obłąkana? – odezwał się jeden z rycerzy, ochrypniętym, niemal zwierzęcym głosem.
-Majaczy, ze strachu – odparł inny cichym ale dobrze słyszanym półszeptem.
Spanikowana wodziła mieczem od jednego do drugiego.
-Najwyraźniej, chce się bronić. – usłyszała znowu półszept, wojownik w hełmie ozdobionym końskim ogonem i długim rozcięciem biegnącym od lewego policzka niemal do karku, zsiadł z konia. Dobywając miecza, stanął przed nią, przez chwile spoglądała na szare pozbawione źrenic oczy. – Zobaczmy co potrafi.
Atak był szybki i brutalny, bez pomocy demona obolałe mięśnie nie były nawet w połowie tak sprawne jak zazwyczaj. Jednym uderzeniem rycerz wybił jej broń z dłoni, ostatnią rzeczą jaką zobaczyła była zbliżająca się pancerna rękawica.
-Szkoda. – usłyszała jeszcze tracąc przytomność. – Naprawdę spodziewałem się czegoś więcej.
strony: [1] [2] [3] [4] |
komentarz[24] | |
|
|
|
|
|
|
|