Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
Antonietta Campanioni
Tobias czyścił od dawna czystą już ladę. Był bardzo podenerwowany, widać było wyraźnie, że czeka na kogoś. W jego karczmie siedziało zaledwie kilku marynarzy. Dzisiaj miał przypłynąć jego druh, kapitan Arnibal. Miał on wobec karczmarza długi, nie wiadomo było jednak czy zgodzi się wreszcie uregulować rachunek. A może rozniesie jego dobytek? Gospodzie przydałby się jakiś zastrzyk gotówki. Wszystko zależy od tego jak powiodła się wyprawa. Tobias usłyszał hałas przed drzwiami, to ludzie śmiali się, śpiewali i krzyczeli. Do karczmy wpadło dwunastu mężczyzn, na przedzie kapitan. Ubrany w luźne lniane spodnie, wysokie jeździeckie buty. Jego koszula jak zwykle nienagannie biała, zdobiona licznymi haftami wspaniale komponowała z jego Tileańską urodą. Arnibal, gdy tylko spostrzegł karczmarza, podbiegł do niego.
-Tobias, bracie! – Karczmarz z ulgą odetchnął. Jeżeli Arnibal nazwał go bratem, znaczyło że dalej będzie tylko lepiej.
-Arnibal. Widzę, że kompanija w tym samym składzie co zwykle. Już wołam do kuchni żeby wam upiekli jakiegoś porządnego cielca. Mów Ty mi, jak interesy? – Tobias od razu przeszedł do kwestii najbardziej go interesujących.
-No, widzisz dobrze mi się wiedzie, a jak mi się dobrze wiedzie, to i tobie się dobrze wiedzie. Masz tu swoje pieniądze, a i prezent ci przywiozłem z Miragliano. Zobaczyliśmy ich banderę, to od razu kazałem moim psom gotowić się do walki. Było warto, Tobias, oj było warto. Towaru się tyleśmy nachapali, a w dodatku strat prawie żadnych. A tak, miałem ci mój prezent przedstawić. Hej Parsifal, przyprowadź tu nasz prezent dla naszego brata Tobiasa - Parsifal, niski, barczysty marynarz wyszedł z gospody. Po chwili już wrócił, prowadząc przed sobą jeńca. Kobieta miała związane ręce za plecami. Ubrana była w zwiewny jedwabisty strój, z odsłoniętym brzuchem.
-No ładnie Arnibal, ale wiesz, ja mam żonę. Zawsze lubiłem arabskie tańce, ale ja tu haremu nie zakładam, nie do końca przyzwoicie by to wyglądało. – Karczmarz uśmiechnął się do swoich myśli.
-Tobias, baranie. To nie jest arabska tancerka. Te szmatki to my jej kazaliśmy przybrać, ona z Miragliano. – Parsifal popchnął wprzód kobietę. Z pod chusty zasłaniającej twarz spozierało na kapitana dwoje nienawistnych oczu. Tobias zlustrował figurę kobiety. Miała około dwudziestu ośmiu lat i wspaniałą figurę. Przy jej staniku migotało setki świecących szkiełek. Jej tiulowe szarawary były na tyle przezroczyste, że przez materiał można było zobaczyć kuszące uda i smukłe łydki. Na kostkach i nadgarstkach miała kilkanaście złotych bransoletek.
-No to jest twoja, Tobias. Weź sobie ją razem ze wszystkim co ma na sobie, no i możesz sobie z nią robić co Ci się żywnie podoba.
-Pożałujesz tego Remaski psie. Cała twoja załoga i ty, z nią na czele, pożałujecie. Stawcie się kiedy jeszcze na Sartosie, a srogo zapłacicie za wasze czyny. – Na chwilę w otoczeniu Arnibala nastała cisza. Kobieta po raz pierwszy od uwięzienia odezwała się. Jej głos był melodyjny i dźwięczny, donośny i stanowczy. Miał w sobie coś czego trzeba było słuchać.
Antonietta Campanioni jeszcze tego samego dnia uwolniła się z więzów i podpaliła karczmę, w której tymczasem spali Arnibal i jego wesoła ferajna. Nikt nie powinien był z nią zadzierać. Powiadają, że później wsiadła na jeden ze statków kupieckich i udała się do Sartosy, do swojej załogi.
Pani Kapitan, Antonietta Campanioni, urodzona trzydzieści lat temu w Miragliano. Jej matka była ponoć tancerką, a jej ojciec marynarzem, niezgorszym. Wychowała się u wuja, w dokach, który pracował tam przy statkach. Miał swój kuter, który wypożyczał, a sam w dokach naprawiał łajby w swoim warsztacie. Mała Antonietta mieszkała z wujem i bawiła się z dziećmi w porcie. Jej ojciec przypływał tylko raz na długi czas, lecz zawsze przywoził jej zamorskie skarby. Służył na jednym z najlepszych statków, nazwanym Błękitna Skała, dowodzonym przez kapitana Rodriga Halezquez’a. Wujek Pataierri raczył dziewczynkę opowieściami o morzu, piratach i o bitwach morskich. To było to, co sam znał najlepiej. Niegdyś, w czasach swojej młodości, był częstym gościem Sartossy. Na jego ramieniu wytatuowana była krwista róża, znak piratów Czerwonej Bandery, statku na którym pływał. Antonietta w ten sposób żyła pośród legend zamorskich krajów, opowieści marynarzy witających w porcie i kupców sprzedających dobra z najdalszych krajów. Nic dziwnego, że sama też chciała być marynarzem, jednak wuj chciał jej to wybić z głowy za wszelką cenę. „Baba na pokładzie to pech i nieszczęście. Nikt przy zdrowych zmysłach na swój statek cię nie weźmie.” – zwykł mawiać. Miał rację, nikt nie chciał wziąć Antonietty na swój okręt. Jednak młoda, głupia jeszcze dziewczyna zakradła się na statek. Tak odpłynęła żądna poznania świata i marynarskiego życia. Cudem udało jej się pozostać w ukryciu przez całą podróż. W końcu gdy przybyli do brzegu zeszła niepostrzeżenie ze statku. Ku jej wielkiemu zdziwieniu wylądowała w Sartossie, bezpiecznej przystani piratów. To miasto było siedzibą wszystkich morskich bandytów, przemytników i tym podobnych parszywców, a także miejscem składowania ich dobra. Nikt tam na nią nie zwrócił uwagi. Miasto był trzymane silną ręką Króla Piratów. Nic jej się tam nie mogło stać, bo kto dotarł na Sartossę, musiał być piratem, a na swoich kamratów ręki nie lza podnosić. Antonietta w końcu wylądowała przy boku starego pirata o nadzwyczaj dobrym sercu. Karvir Mantosa, wbrew zasadzie nie był Tileańczykiem, pochodził bowiem z Imperium. Miał około sześćdziesięciu lat kiedy spotkał pannę Campanioni. Karvir, mimo swojej świetnej przeszłości nie mógł już być kapitanem. Po tym kiedy stracił swój niepokonany statek w bitwie z Estalijczykami, nie był w stanie podnieść się i znów zacząć pływać. Jego załoga rozeszła się do innych kapitanów, on sam zaś stracił autorytet i źródło utrzymania. Bez ręki i bez nogi, był urzędnikiem w Sartosie. Przyjął Antoniettę w swoim domu, a ta w zamian służyła mu i pomagała. Karvir przekazał jej całą swoją wiedzę jaką posiadał. Pokazywał też jej jak walczyć. Niestety to wszystko było tylko teoria, nie miał bowiem statku żeby pokazać dziewczynie jak się dowodzi za sterem, rapiera też nie był w stanie utrzymać, żeby z nią trenować. Długo żyli razem. Antonietta zaanektowała się w Sartossie, ale pragnęła przygód i fal kołyszących statek. W końcu Karvir umarł i był to przełom w życiu Antonietty, która postanowiła w przeciągu miesiąca opuścić tę wyspę. Zaprzyjaźniła się więc z pewnym kapitanem. Mówili, że była jego kochanką, ale ci, co znali Antoniettę wiedzieli, że co najwyżej ten kapitan mógł się w niej zakochać, ale nie ona w nim. Twardo szła do przodu, spełniała swój plan. W końcu wypłynęła w morze ze swoim kapitanem, na jego statku, ku ogólnej niechęci załogi. Początek miała bardzo trudny. Jej towarzysz okazał się amatorem i pyszałkiem. Dopiero później zdobyła szacunek wśród załogi, gdy w jednej bitwie uratowała swojego kapitana z niechybnej śmierci. Marynarze zapomnieli już o zabobonie, mówiącym o kobiecie na statku. Kilka miesięcy po tym kapitan zginął w bitwie. Bosman obrał Anotniettę na panią kapitan. Od tej pory marynarze zaczęli inaczej interpretować mądrość mówiącą o kobiecie na statku. Nowa pani kapitan była diablo wymagająca i surowa. Kary wymierzane jej batogiem był o wiele gorsze od wszystkiego co ich do tej pory spotkało. Na statku zapanował prawdziwy porządek. Marynarze byli jednak szczęśliwi, wygrywali bitwy, zgarniali łupy. Po pewnym czasie kupili nowy, porządny szkuner...
Pani Antonietta jest kapitanem pirackiego statku, nazwanego „Mały Karmazyn”. Jest to szybka i bardzo zwrotna łajba, uzbrojona w osiem dział i kilka arbaletów. Grasuje na Południowym morzu, stając się powoli obiektem nienawiści coraz to większej ilości Estalijskich kupców. W razie potrzeby, pani Campanioni jest zaprzyjaźniona z kapitanem „Wielkiego Karmazyna”, w pełni uzbrojonej fregaty, będącej jednym z najlepiej wyposażonych statków na morzu Południowym. Jednak po ostatniej wyprawie grabieżczej, nadzwyczaj udanej, Antonietta Campanioni wróciła do Sartossy gdzie zostawiła swoją załogę i statek. Udała się do Imperium, w nieznanych nikomu celach. Między marynarzami chodzą jednak plotki o jakiejś klątwie, o długu, który musi spłacić.
„Tak, to był drugi wieczór po tym, jak zawitaliśmy do portu. Antonietta wypiła więcej niż zwykle, dużo więcej. Pomogłem jej dojść do pokoju. Nigdy się nie zdarzało, żeby tak się zalewała, nie przepadała też tak bardzo za rumem. Miałem już wyjść, kiedy powiedziała żebym został. „Po kiego diabła do stu piorunów ta kobieta mnie chce w swoim pokoju?”, pytałem sam siebie. Opowiedziała mi wtedy pewną historię. Długą i straszną, ale nie będę was panie nudził. Widzicie, ostatnia bitwa jaką odbyła Karmazynowa Dama, jak ją niektórzy nazywali, była bitwą w której musiałaby przegrać. „Mały Karmazyn” przeciwko dwom fregatom Estalijskim, i jednemu szkunerowi, który odciął drogę ucieczki. Nic nie mogło ich uratować. Powiedziała mi jednak o pewnym amulecie który kiedyś złupiła. Miał on pomóc właśnie w takiej sytuacji, no i pomógł. Przeżyli, a nawet złupili te statki. Jednak koszty jakie poniosła były ogromne - ja nigdy bym nie zaczynał z takimi mocami. Amulet otworzył jej serce na wgląd demonów jednego z Panów Chaosu. Morze, które zawsze było jej żywiołem, teraz sprowadziło do niej złe duchy. Tak, panie, opowiadała mi o tym, całkiem trzeźwo chociaż była zalana, że ledwo się ruszała. Powiedziała na koniec, że jedzie do Marienburga do świątyni Manann’a, bo tylko on może ją uratować. Mam nadzieję, że jej się powiedzie. Panie, kochamy ją, załoga tylko czeka aż wróci nasza Karmazynowa Dama i znowu ruszymy w morze.” - Mauritzio Padavanni, bosman „Małego Karmazyna”.
Antionietta wygląda młodo i, jak mawia wielu marynarzy w Sartossie, jest piękna. Jej delikatna, Tileańska uroda urzekła już niejednego młodzieńca. Falujące, mahoniowe włosy zawsze luźno owiewają jej twarz. Dwoje ciemno piwnych oczu, pulsuje siłą i energią. Karmazynową damę widzi się zazwyczaj w bufiastej, mocno czerwonej koszuli kontrastującej z czernią skórzanych spodni wsadzanych w wysokie buty. Czasem narzuca na siebie jeszcze grubą, krótką czarną kamizelę pełną kieszonek i przetykaną złotymi nićmi. Antonietta ma na sobie zazwyczaj mało biżuterii. Dwa kolczyki i złoty naszyjnik to wystarczająca ekstrawagancja. Przepasana jest zazwyczaj długą, szeroką czerwoną szarfą, za którą zatknięty jest najczęściej pistolet. Przy boku na co dzień nosi kord.
W usposobieniu Pani Kapitan jest surowa, dokładna i wymagająca. Wie o tym każdy członek jej załogi. Każdy dostał od niej nieraz baty i rugi za źle wykonaną pracę, za niedopatrzenia. Antonietta jest stanowcza, uparta i nieugięta. Na jej statku nie ma dyskusji. Karmazynowa Dama jest elegancka, dobrze wychowana i zawsze gustownie ubrana. W karczmie, jeżeli jest okazja, potrafi się też bawić, chociaż nigdy nie pije na umór, jak reszta jej załogi. Teraz, w czasie podróży do Marienburga, jest bardzo skryta. Nadal stanowcza, ale stara się nie odkrywać swojej tożsamości.
Statystyki:
SZ | WW | US | S | Wt | ŻW | I | A | ZR | CP | INT | OP | SW | OGD | 4 | 56 | 52 | 3 | 4 | 10 | 51 | 3 | 49 | 69 | 47 | 55 | 43 | 58 |
Umiejętności:
Szkutnictwo
Monetoznawstwo
Języki: tileański, estalisjski, staroświatowy, arabski
Broń specjalna: pistolety, garłacz, arbalet, rapier
Żeglowanie
Mocna głowa
Gawędziarstwo
Pływanie
Cichy chód na wsi i w mieście
Ukrywanie się w mieście
Czytanie i pisanie
Etykieta
Kartografia
Krasomówstwo
Szacowanie
Targowanie się
Taniec
Śpiew
Uniki
Urok osobisty
Wyczucie kierunku
Jeździectwo
Przedmioty:
120 zk w sakiewce
Symbol Mananna na piersi
Średniej klasy wierzchowiec
Pistolet i róg z prochem
Garłacz
Kord
Sztylet
Luneta
Dwie butelki rumu
Przybory piśmiennicze i papier
Tubus ze zwojami w nieznanym języku
Kunsztownie wykonane rękawiczki z cienkiej, cielęcej skóry (tętnią magią, mają ścisły związek z duchami jakie prześladują Antoniettę)
Pierścień Karmazynowej Damy
Diakonis. |
komentarz[71] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Antonietta Campanioni" |
|
|
|
|
|
|
|