Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
Elfia wdzięczność
46 dzień wyprawy. Ciągle pada. Nie wiem, co podkusiło mnie do wyprawy tutaj, ba, nawet nie wiem jak nazywa się ten las. Wiem tylko, że pada tu nieomal bezustannie. Veron mówi, że to dobrze, bo większość naszych najgorszych przeciwników jest tak ciężka, iż błoto będzie ich spowalniać. Ja nie mam tej pewności. Zazwyczaj to, co wielkie jest też silne, więc pewnie będzie umiało się wydostać. Ale może będzie się na błocie ślizgać. Mam taką nadzieję gdyż, jeśli nie, to nie będzie, komu dokończyć tego pamiętnika. Jutro rozgorzeje bitwa i znowu staniemy twarzą w twarz z tymi plugawcami. Nie, nieprawda, dobrze wiem, czemu się tu wybrałem. Właśnie po to, dla tej bitwy, dla potyczki, dla tego słodkiego uczucia, kiedy ostrze przebija zbroję wroga, a jego gorąca krew zalewa ręce. Hmm... jak to teraz czytam, to co napisałem, to zastanawiam się jak odbierze to mój ewentualny czytelnik, czyli ty. Pewnie zostanę uznany za jakąś krwiożerczą bestię, łaknącą bitwy i rzezi nie bardziej niż pomioty Chaosu, z którymi jakoby walczę. Może miałby rację... Notka do siebie – nie pokazywać tego fragmentu Kristofowi. Nie potrzeba mi kolejnego wykładu o tym, co naprawdę czuję. Bo wiem, że ma on rację i tak naprawdę pcha mnie do przodu chęć ochrony słabszych przed złem. Tłumaczył mi już to tyle razy, że...
Delikatnie pukanie w drewno gwałtownie urwało dźwięk pióra skrobiącego po kartce papieru. Postać siedząca przy misternie rzeźbionym mahoniowym biurku odwróciła głowę okoloną gęstymi, ciemnymi włosami w stronę wejścia. Jako, że był to namiot, wejściem było po prostu rozcięcie w jednej ze ścian.
- Otwarte – powiedziała, głębokim, uprzejmym głosem i do środka weszła wysoka kobieta. Jej błękitno-srebrny strój sprawiał wrażenie utkanego z gęstej pajęczyny, a kombinacja rozcięć po obu bokach sukni sięgających biodra, gorsetu, gustownego dekoltu i nagich ramion sprawiała, że jej młode kształty były jeszcze bardziej uwypuklone. Rozpuszczone swobodnie, ciemnobrązowe włosy, mimo że długie i gęste, nie były w stanie ukryć szpiczastych koniuszków uszu jasno zdradzających jej rasę.
- Powiał wiatr z zachodu – powiedziała nieomal idealnym, melodyjnym głosem – przegna do rana chmury. Nie będziemy musieli walczyć w deszczu.
- Dobrze, nie lubię jak mi zbroja rdzewieje – mężczyzna uśmiechnął się wstając z krzesła i podszedł do kociołka na palenisku, w którym coś radośnie bulgotało. Zamieszał w nim drewnianą łyżką, po czym nabrał trochę i podmuchawszy parę razy, skosztował.
- No, gotowe – powiedział uśmiechając się ponownie – chcesz trochę Edivo?
- Poproszę – elfka skinęła głową z uśmiechem. Kiedy mężczyzna nakładał gulasz do dwóch lipowych misek kobieta bezszelestnie podeszła do wejścia i zasznurowała sześć rzemyków zamykających poły rozcięcia. Zrobiła to na tyle zręcznie i szybko, że ciemnowłosy zajęty jeszcze krojeniem chleba nie zauważył jej poczynań. Usiedli oboje przy raźno potrzaskującym ognisku i przez chwilę jedli w milczeniu, Ediva sapnęła tylko z lubością przy pierwszej łyżce gulaszu.
- Mściwoj – powiedziała w pewnej chwili, jakby do siebie.
- Tak? – spytał podnosząc na nią wzrok.
- To dziwne imię – powiedziała również na niego spoglądając – nigdy takiego nie słyszałam, Czy to Kislevskie?
- Niejako – odparł kiwając głową – mój lud żyje w obrębie Kislevu, nie jesteśmy jednak Kislevczykami choć nasze ludy są spokrewnione. Nie ma jednak nas wielu, raptem kilka wiosek niedaleko gór w południowo-wschodniej części tego kraju. Dlatego niewiele osób o nas słyszało.
- Co więc sprowadziło cię tutaj? – spytała przekrzywiając głowę. Jej jedwabiste włosy płynnie zsunęły się z jednego ramienia na plecy – chęć poszukiwania sławy i bogactwa? A może czujesz powołanie do walki z siłami zła?
Mężczyzna wzruszył ramionami
- Po części chyba i jedno i drugie – powiedział spokojnie, odkładając pustą już miskę – głównie, była to jednak konieczność.
- Jak to?
- Kiedy miałem sześć lat oddział armii Imperialnej spalił moją rodzinną wioskę i zabił prawie wszystkich mieszkańców – kiedy wypowiadał te słowa, elfka wyraźnie poczuła jak twardnieje mu głos. Momentalnie pożałowała, że w ogóle spytała.
- Przepraszam – zmieszała się. Mściwoj podniósł uspokajająco dłoń.
- Nic się nie stało – zapewnił ją i uśmiechnął się lekko – to było dawno, samej rzezi już nie pamiętam, opowiadał mi ją jednak ojczym. Kiedy więc dorosłem, przybyłem do Imperium, aby szukać zemsty. Tu natknąłem się na tę bandę, z którą spotkaliście nas trzy tygodnie temu i podróżowaliśmy po świecie pomagając ludziom i tępiąc nieprawość.
- W sumie nigdy nie spytałam, czemu nam pomagacie – powiedziała po chwili, również odkładając opróżnione już naczynie.
- Bo wpadliśmy na was i dowiedzieliśmy się, że Ci Źli zabrali wam wasze domy.
Ediva uśmiechnęła się słysząc jego odpowiedź.
- No właśnie, o to pytałam – powiedziała – czemu szwendacie się po świecie pomagając innym? Nie bierzecie za to przecież pieniędzy, a i nie jest to lekka praca.
Ciemnowłosy zamyślił się przez chwile trąc żuchwę dłonią. Po chwili poprawił się na siedzisku i powiedział spokojnie.
- Wychowałem się w Norsce. Tam jak komuś się nudzi, ma kaca albo jest przygnębiony, to bierze w łapy wielki miecz, topór, pałę, lub cokolwiek innego i wychodzi z wioski upolować sobie trolla, aby się troszkę rozerwać. Veron, jak widać po fryzurze zawinił kiedyś w swojej kopalni i teraz szuka chwalebnej śmierci z rąk jakiejś bestii. Kristof natomiast został natchnięty przez Sigmara aby podróżować po świecie i plenić zło. Kostek z kolei uważa, że jest nam coś winien za zdjęcie z niego klątwy, więc również się z nami szwenda. Jeśli zaś chodzi o samo pomaganie innym... cóż... jest to jakoś tak wewnętrznie przyjemniejsze, kiedy ma się świadomość, że się komuś pomaga. Prawda?
Brązowowłosa uśmiechnęła się tylko i skinęła głową. W ciągu całej rozmowy i wcześniej posiłku ukradkiem lustrowała mężczyznę, wiedziała jednak, że tego nie dostrzegł.
- Jesteś naprawdę niezwykłą osobą – powiedziała cicho. Mściwoj spojrzał na nią i poczuł jak czerwienieją mu uszy, gdyż w jej głosie było coś takiego...
- Obserwowałam cię już od pierwszego dnia – elfka mówiła zaś dalej podchodząc pomału do miejsca gdzie siedział ciemnowłosy – i byłam codziennie pod coraz większym wrażeniem.
Ediva usiadła bok niego i spojrzała mu w jego wyraziste, stalowo szare oczy. Dostrzegła jak wyprostował się gwałtownie i delikatny uśmiech pojawił się na jej pięknej twarzy.
- Jesteś dobrą i niezwykłą osobą Mściwoju – odezwała się ponownie, ujmując jego pokrytą odciskami, żylastą dłoń w swoje – rzadkością w tym świecie. Masz w sobie dobroć i uprzejmość, jakiej u większości osób szukać by było ze świecą. Chciałam ci podziękować, że przywracasz mi wiarę w waszą rasę.
- Kristof jest znacznie uprzejmiejszy ode mnie – zaoponował ciemnowłosy czując jak się czerwieni – ma też więcej dobroci...
- Bowiem tak nakazuje mu jego bóg – odparła elfka uśmiechając się i ciągle patrząc mu w oczy – ty zaś masz taką naturę. Dlatego przyszłam dziś do ciebie...
- W jakim celu? – Mściwoj oblizał wargi czując, że lepiej zadać głupie pytanie niż nie zadawać żadnego.
- O świcie rozgorzeje bitwa – oznajmiła mu Ediva poważniejąc – w taką noc nikt nie powinien być sam. Żaden mężczyzna, ani kobieta...
Powiedziawszy to brązowowłosa pochyliła się i pocałowała go delikatnie, mężczyzna cofnął się jednak po uderzeniu serca.
- A co z twoim mężem? – spytał z wyraźnym trudem wydobywając z siebie głos.
- Raksin nie może sobie pozwolić na dekoncentrację w taką noc – odpowiedziała elfka patrząc na niego smutno – bycie magiem wymaga wielu przygotowań. Nie myśl jednak, że przyszłam do ciebie, dlatego że nie mam, z kim spędzić tej nocy. Nie mój kochany, przyszłam do ciebie, gdyż nie pragnęłam niczego innego, od kiedy przekonałam się, jaką jesteś osobą.
Kiedy skończyła mówić, ponownie pochyliła się w jego stronę, mężczyzna jednak odsunął się trochę.
- Nie – powiedział z ciężkim westchnieniem. W oczach brązowowłosej pojawił się błysk bólu
- Dlaczego nie? – spytała tylko spuszczając wzrok. Mściwoj odetchnął ponownie, poczym powiedział, już spokojnie.
- Spójrz na mnie – polecił i kobieta podniosła wzrok – w moim ciele jest dość siły, aby zburzyć kamienny mur i łamać orkom karki jak zapałki.
Elfka wiedziała, że nie są to tylko czcze przechwałki, mężczyzna ten był bowiem olbrzymem wśród ludzi. Nie miał może jakiegoś szczególnego wzrostu, był nawet niższy od niej, obwód torsu jednak niewiele u niego ustępował jego wzrostowi, a obwód olbrzymich ramion przekraczał jej obwód pasa i to znacznie. Ediva dostrzegła to ponownie przyglądając mu się jak poprosił i ponownie poczuła przyjemne ciepło i mrowienie na samą myśl, do czego musiało być zdolne to olbrzymie, muskularne ciało, tak na polu bitwy jak i w alkowie. Mężczyzna zaś w tym czasie uniósł ręce o olbrzymich, nawykłych do noszenia wielkich ciężarów i ściskania rękojeści dłoniach.
- Te dłonie – powiedział – są stworzone do łamania podków i mocnego trzymania nawet najcięższej broni, nie zaś do zajmowania się taką delikatnością jak kobieta. Mógłbym cię zranić.
- Umiesz przecież pisać – zaoponowała wskazując głową biurko z kałamarzem, piórem i kartką oraz oparty o nie olbrzymi rulon na zwoje – a pióra też są delikatne.
- I niejedno już połamałem – odparł spuszczając wzrok – nie chciałbym, aby to samo stało się z tobą. Za bardzo mi na tobie zależy...
- Jak więc robiłeś to z innymi kobietami, że ich nie łamałeś? – spytała czując jak wzbiera w niej gniew – Na odległość?
- Nie było żadnych innych – usłyszała tylko szczerą odpowiedź. Pod jej wpływem Ediva aż zamrugała oczami ze zdumienia, a jej złość znikła równie szybko jak się pojawiła.
- Lepiej będzie... – zaczął ciemnowłosy wstając elfka nie dała mu jednak dokończyć. Błyskawicznie, z iście elfią gracją skoczyła w jego stronę i przywarła ustami do jego warg. Jej szczupłe, ale silne ramiona objęły jego muskularną szyję, aby uniemożliwić mu ponowne oderwanie się od niej. Po dwóch uderzeniach rozgrzanego serca jej język minął jego rozwarte w pocałunku szczeki i wyruszył na rekonesans nieznanej krainy. Bardzo szybko znalazł w niej partnera do tańca, co prawda z początku topornego i niemrawego, szybko jednak zaczynającego poddawać się instynktowi. Dłonie mężczyzny również jakby nabrały własnego rozumu, gdyż bez udziału jego świadomości znalazły się na ciele elfki. Jedna na jej karku obejmując go i masując z delikatnością, jakiej ciemnowłosy nie spodziewał się po sobie. Druga zaś zatrzymawszy się na moment na pośladku Edivy szybko zsunęła na jej biodro i niżej. Posłuszna temu niememu poleceniu brązowowłosa uniosła stopę, oplatając mocnym, gładkim udem mieszkanki lasu jednocześnie twarde i miękkie uda partnera. Z punktu widzenia Mściwoja pocałunek ten trwał całą wieczność, jednocześnie jednak był zbrodniczo za krótki. Elfka zaś uśmiechnęła się zaglądając mu ponownie w oczy.
- Jak widzisz, nie połamałam się – powiedziała zadowolona.
- Ediva... ja... – zaczął ciemnowłosy, kobieta położyła mu jednak palec na okolonych ciemnym zarostem ustach.
- Jutro możemy zginąć oboje, albo jedno z nas – powiedziała spokojnie, ale poważnie – a nawet, jeśli przeżyjemy to nie będę mogła z tobą pozostać. Tej nocy jestem jednak dla ciebie. I chce abyś wiedział każdego dnia, co do ciebie czuję. Więc kochany pozwól, że pokaże ci, co robić.
Mściwoj poczuł jak właśnie skruszyła się ostatnie wstrzymująca go zapora. Jego usta ponownie zwarły się z ustami kobiety łaknąc ich dotyku, a jej wspaniałe ciało przylgnęło do jego szerokiej klatki piersiowej jeszcze mocniej. Ediva delikatnie naparła na ciemnowłosego popychając go w stronę posłania.
strony: [1] [2] [3] |
komentarz[115] | |
|
|
|
|
|
Komentarze do "Elfia Wdzięczność" |
|
|
|
|
|
|
|