Szukaj |
>NASZE STRONY |
MAIN |
|
|
GRY FABULARNE |
|
|
GRY cRPG |
|
|
FANTASTYKA |
|
|
PROJEKTY |
|
|
|
|
Statystyki |
userzy w serwisie: gości w serwisie: 0 |
|
|
|
|
Rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzenia wszystkich powędrowały na wejście, do których podszedł strażnik by otworzyć zasuwę. Gdy przez nią zerknął jego głowę przeszył bełt wzniecając fontannę krwi. Drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka wparował Tyrus. Przyszpilając kolejnym bełtem jednego z obradujących przy stole mężczyzn sięgającego po broń. Ten chwycił za drzewiec pocisku, po czym opuścił bezwładnie ręce.
- Proszę nie popełniać podobnego błędu, co wasz kolega. – Poprosił.
Wszyscy powoli usiedli spowrotem na swoich miejscach.
- Lubię współpracujących ludzi. – Stwierdził sarkastycznie.
- Jak się tu dostałeś? – Warknął mężczyzna ubrany w niebieskie szaty, na których było tyle złotych elementów, że gdyby ją sprzedać za otrzymane pieniądze można by było wykarmić całą wioskę.
- Oh, nie martwcie się. Było to bardzo trudne i musiałem się trochę nachodzić, ale siła perswazji czyni cuda.
- Kim jesteś? – Zapytał kolejny z mężczyzn.
Wszyscy byli tak podobni do siebie, że Tyrus zaczął się zastanawiać czy to nie zjazd sobowtórów.
- Tyrus Larthron. Łowca czarownic, do usług. – Odparł.
Z satysfakcją spostrzegł, że ich twarze przybierają kolor białego jedwabiu.
- Spokojnie. – Ciągnął dalej. – Szukam tylko jednego z was i mam nadzieję, że to nie był ten który tam siedzi. – Stwierdził wskazując na przybitego do krzesła trupa.
- Kogo konkretnie? – Zapytał niepewnie kolejny.
- Szeptacza. Znanego wam pewnie pod nazwą Varaxa Maalathrima.
Na pół uderzenia serca wszystkie oczy spojrzały na jedynego wyróżniającego się mężczyznę siedzącego na końcu stołu.
- Przykro mi panie. – Powiedział z udawanym współczuciem jeden z nich wskazując truchło.
- Kurwa…Ja to mam jednak cela…No nic, w takim razie, chyba nie mam czego tu szukać…- Stwierdził Tyrus zawracając powoli.
Nagle odwrócił się błyskawicznie i przeszył bełtem gardło kolejnego z siedzących. Ten przewrócił się na ziemię w konwulsyjnych drgawkach.
- Panowie, chyba nie macie mnie za durnia? – Zapytał z uśmiechem. – Domyślam się który to, ale chcę to usłyszeć od was…
Nastąpiła przenikliwa cisza. Po chwili wstał jeden i wskazał palcem siedzącego na końcu stołu, ubranego w czarny przyozdobiony złotymi nićmi i emblematami wams, z którego spływała szkarłatna peleryna, mężczyznę o rdzawo rudych włosach i brodzie. Szare oczy powędrowały na zdrajcę. Za chwilę stał już kolejny wskazując go palcem, potem następny aż, w końcu stali wszyscy wskazując palcami Szeptacza. Varax splótł palce, na których połyskiwały złote pierścienie.
- Czego ode mnie chcecie, panie Larthron? – Zapytał.
- Panom już dziękujemy. – Stwierdził Tyrus i poczekał z odpowiedzią aż wszyscy opuszczą pomieszczenie. – O Bernadettę Aldbath. Mówi wam coś to nazwisko?
- Nie znam. – Oznajmił chłodno. – Coś jeszcze?
- Nie znacie…- Przeciągnął oba słowa jakby próbując sobie przypomnieć, co one znaczą.
Cięciwa kuszy znów się zwolniła. Bełt wbił się w stopę Maalathrima przybijając ją do drewnianej podłogi. Szeptacz ryknął z bólu, a z jego ust popłynęła krew. Zacisnął różowe zęby i spojrzał na dręczyciela z nienawiścią w oczach zmieszaną ze strachem.
- Dobrze usłyszałem? Nie znacie? – Zapytał Tyrus leniwie naciągając kuszę.
- Nie znam… – Wystękał.
- Hmm…Macie rację. Noga to kiepski cel. Co powiecie na jaja? Trzymacie w worku diamenty? Czy tam też was rdza dopadła? – Zapytał łowca czarownic mierząc w kroczę rudowłosego mężczyzny.
- Nie! Błagam…wszystko powiem.
Tyrus podniósł zdziwiony wzrok.
- Jestem rozczarowany.- Stwierdził drwiąco. - Myślałem, że dłużej będziecie się opierać.
- Powiem wam wszystko, ale musicie mi coś obiecać…- Odparł ignorując jego zaczepkę.
- Obiecuję, że was nie zabiję i tylko to. – Przerwał. – Chyba, że powiecie mi coś, co zmieni moje zdanie.
- Dobrze…Panie, muszę wam coś wyjawić. – Zaczął Varax, a w jego szarych oczach gościł już jedynie strach. – Bernadetta Aldbath to…demon.
Powiedział to z taką grozą w głosie, że Tyrusowi na chwilę zjeżył się włos na karku.
- Niektórzy z moich ludzi mówią nawet, że jest ona hybryda wampira i demona. To ona i jej dwoje dzieci wysysa krew wraz z duszą z tutejszych mieszkańców. – Powiedział cicho zapominając widocznie o bólu.
- Po co była u ciebie? – Zapytał Tyrus.
- U mnie? Chyba żartujecie. Myślicie, że żyłbym teraz gdyby się u mnie zjawiła? – Zapytał ze zdziwieniem.
- Theo Beerwood mówił coś innego. Podobno poprzez ciebie skontaktowała się z nim by opowiadał jej historie.
- Ten kurdupel? Wisi mi masę szmalu. Pewnie chciał się mnie pozbyć.
- Gdzie ona teraz jest?
- Ukrywa się za dnia w dobudówce przy karczmie tego starca.
- On ma coś z tym wspólnego?
- Nie wiem. Podobno to on ją sprowadził…- Szepnął. – Musicie mnie ukryć. Błagam, panie…
W jego oczach pojawił się obłęd zmieszany ze skrajnym przerażeniem. Źrenice oczu zwęziły się, a szara tęczówka zaczęła wirować. Ciało szlachcica pogrążyło się w nagłym ataku drgawek, a z gardła wydobył się przenikliwy pisk. Tyrus nie marnując ani chwili więcej wyszarpnął z pochwy srebrny miecz i odciął głowę Maalathrimowi. Z bezgłowego kadłuba trysnęła krew zachlapując sufit i ściany dookoła. Głowa odtoczyła się w kąt, a z jej ust, oczu nosa i uszu zaczął wydobywać się dym.
- Zmieniłem zdanie…
Tyrus pospiesznie opuścił pomieszczenie. Na korytarzu spotkał swoich kolegów stojących nad ciałami „sobowtórów”.
- Spalcie te truchła razem z całą tą budą i to jak najszybciej. Potem wracajcie do świątyni. Znaleźliśmy swój ostatni cel. – Rozkazał i wszedł schodami na górę.
***
Powolnym krokiem wszedł do karczmy, w której zastał jedynie pięciu gości. Podszedł do lady, przy której tym razem stała jakaś kobieta.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – Zapytała uśmiechając się.
- Gdzie jest starzec? – Walnął nie mając chęci na miłą pogawędkę.
- Nie rozumiem. – Odparła z zakłopotaniem.
- Właściciel karczmy.
- A w jakiej sprawie? – Zapytała marszcząc brwi.
- Czy ty kurwo ślepa jesteś?! Nie widzisz młota na moim kaftanie?! – Wybuchnął Tyrus.
Goście wraz z ochroniarzami szybko czmychnęli z gospody.
- Ja widzę. – Odezwał się starzec, który pojawił się właśnie w drzwiach na zaplecze. – O co chodzi i czemu krzyczy pan na moją córkę?
- W imieniu Sigmara, aresztuję was za praktykowanie czarnej magii oraz kontakty z demonami. Poza tym także za zamordowanie czterdziestu dwóch osób…
W miarę jak lista oskarżeń wydłużała się oczy karczmarza, jak i jego córki robiły się coraz większe.
- Wy jak i wasze córki, znajomi, przyjaciele i wszyscy inni bliżej z wami związani zostaniecie aresztowani, przewiezieni do Altdorfu, gdzie zostaniecie przesłuchani i w imię Sigmara sprawiedliwie osądzeni. – Zakończył.
Starzec wyjątkowo szybko podbiegł do blatu uderzając w niego pięścią.
- Moje córki nie miały z tym nic wspólnego! Zostawcie je w spokoju, bo jeśli nie…
- Bo jeśli nie to co? Karczma jest otoczona, posiłki z Aldorfu już są w drodze. Ziemskie wcielenia demonów, które ukrywasz za chwilę spłoną, a ich duchy będą wędrować pomiędzy światem żywych, a umarłych. Przegrałeś.
- Jakie demony?! Oszaleliście!? Nie mam z tym nic wspólnego! – Wrzeszczał starzec wytrzeszczając oczy, a blat lady pokrył się kropelkami spienionej śliny.
- Nie martw się wyleczymy twoją chwilową amnezję.
W tej właśnie chwili weszło kolejnych dwóch łowców czarownic, którzy wyprowadzili wciąż wrzeszczącego i szamoczącego się starca oraz jego płaczącą córkę. Drugą znaleźli w piwniczce, gdzie ujeżdżała jakiegoś mężczyznę. Poczekali aż skończą, gdyż miał być to ich ostatni raz, poczym ich również pojmano. Po przeszukaniu całego budynku znaleziono księgi oraz komponenty do odprawiania mrocznych rytuałów. Odkryto także tajne przejście do komnaty rytualnej, w której odnaleziono ostatnią zaginioną osobę, przez co liczba ofiar osiągnęła liczbę czterdziestu trzech. Wieczorem cały budynek spalono opróżniając go uprzednio z pieniędzy i innych cennych przedmiotów.
- Stawiamy kolejny pomnik ku chwale Sigmara. – Zakończył modlitwę przełożony kapłan, gdy stali dookoła przyglądając się strzelającym ku nocnemu niebu płomieniom.
Niedługo tych pomników miało zostać postawionych w Altdorfie jeszcze więcej, jednak do stolicy miał wyruszać dopiero jutro, a czekała go jeszcze noc pełna wrażeń z przepiękną kobietą.
Gdy wszedł do pokoju ona leżała już naga na łóżku zasłaniana przez powiewającą przezroczystą zasłonę. Poczuł jak jego członek, na ten widok, szybko unosi się i twardnieje. Szybko odpiął więc pas z mieczem i powiesił go na wieszaku obok drzwi. W pokoju było wyjątkowo ciepło, mimo otwartego okna. Podeszła i pomogła mu oswobodzić się z ciężkich ubrań, następnie przyklęknęła, by zadać mu przyjemność ustami. Z podniecenia oddał jej część nasienia do buzi, jednak ona nie przejęła się tym. Poprowadziła go do łóżka, by tam oddać się w objęcia namiętności i miłosnemu uniesieniu.
Kiedy znalazła się na górze przysiadła na nim wspierając się rękoma na jego klatce piersiowej. Miarowo unosiła biodra w górę i w dół, a jej włosy falowały zasłaniając twarz. Zaczęło robić się wyjątkowo gorąco. Czuł wilgoć między nogami i w miejscu gdzie zaparła się o niego dłońmi. Na jego czole pojawiły się pierwsze kropelki potu, które spływały po jego twarzy by zatrzymać się na szczecinie brody. Nagle poczuł, że jego klatkę piersiową coś parzy. Spostrzegł, że na rękach ladacznicy pojawiają się grube złotoczerwone żyły. Podniósł zaniepokojony wzrok na twarz kobiety. Ta odrzuciła włosy do tyłu i ku jego przerażeniu jej oczy zalała kipiąca czerwień, a w uśmiechu błyszczały długie białe kły…
Tristen.
strony: [1] [2] [3] |
komentarz[40] | |
|
|
|
|
|
|
|